wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 11.

 *Perspektywa Louisa*
Wszyscy skinęliśmy i wyszliśmy czym prędzej z domu. Gdy już miałem wsiadać na miejsce kierowcy, ktoś chwycił moje ramię.
- Czego chcesz, Harry?
- Ja prowadzę. Ty nas pozabijasz.
On na poważnie? Ja pozabijam? Z moimi umiejętnościami?
- Dobra. - westchnąłem
W błyskawicznym tempie usiadłem na tylnych siedzeniach obok Nathalie. Objąłem ją ramieniem i złożyłem pocałunek na czole, przez co jej policzki pokrył delikatny róż. Lokaty odpalił silnik i ruszył z mniejszą prędkością niż ja bym to zrobił. Jeszcze się spóźnimy przez Pana Ostrożnego. Cóż, przyznam, że Harry czasami jest rozsądniejszy niż ja. Może i jest młodszy, ale tak samo mądry, jak ja, nie licząc mniejszego doświadczenia w życiu o te 2 lata.
- Przyspiesz. - burknąłem - Nie zdążymy, jak się będziesz tak ślimaczył.
- Człowieku, jadę prawie 200km/h. Nie przesadzasz? - wywrócił na mnie oczami, co widziałem w lusterku.
Nawet nie zauważyłem, że przejechaliśmy kilka metrów przed maską radiowozu. Ale z tym problemów nie było, bo oni nawet nie próbują kogoś złapać, gdy jedzie 150km/h
Minęliśmy kilka szalenie trąbiących na nas samochodów, przejechaliśmy krótką autostradę i byliśmy na miejscu. Zamiast pieprzyć się z pukaniem do drzwi, od razu je prawie wyważyłem.
 Przeszukaliśmy całe mieszkanie, lecz nie było w nim nikogo. Za to zastaliśmy jakąś sypialnię wywróconą do góry nogami. Szafa przewrócona, zasłony pozdzierane, ubrania walające się po podłodze, rozbita szyba w oknie. To w sumie wszystko.
- Zayn, musisz ich wytropić. - Powiedziałem z pełną powagą.
Niby mamy lokalizator, ale węch wilkołaka jest bardziej niezawodny niż zwykłe GPS, które może zgubić nadajnik.
- Jasne. - Przytaknął.
Mulat zaciągnął się powietrzem, po czym otworzył lśniące na złoto oczy i jakby w transie zaczął prowadzić nas w tylko jemu znanym kierunku. Wsiedliśmy do auta, a Malik usiadł na siedzeniu pasażera, wystawiając głowę przez okno, by nie stracić tropu. Mimo sytuacji, śmieszył mnie ten widok.
- W prawo. - Mruknął, ciągle kręcąc nosem.
Harry skręcił tak, jak mu nakazano.
- Mhm... Coś czuję, ale coraz słabiej. - Odezwał się w końcu.
Na razie jechaliśmy prosto, gdyż zmiennokształtny nic nie mówił.
- Stój! - Krzyknął w końcu
Harry - dostając prawie zawału, co zauważyłem po jego minie - zatrzymał nagle samochód i wpatrzył się w Malika. Ten natomiast wysiadł od razu z pojazdu i zaczął gdzieś iść, zostawiając nas kompletnie zdezorientowanych.
*Perspektywa Nathalie*
Jako pierwsza wysiadłam z auta i podążyłam za Zaynem. Miałam głęboko w poważani to, gdzie jesteśmy oraz to, że reszta siedzi w samochodzie, wgapiając się tępo w Mulata, no i to, co może się stać.
W pewnym momencie chłopak przede mną zatrzymał się, a ja wpadłam w jego plecy. Na szczęście utrzymałam równowagę i stanęłam obok niego, by zobaczyć dlaczego tak nagle stanął. Moje usta rozchyliły się, gdy ujrzałam niedaleko nas wielki, stary budynek, który na pewno nie był odwiedzany od co najmniej kilku lat. Wyglądał, jak pałac, a jednocześnie, jak opuszczona fabryka.
- Tu są?
- Najwyraźniej. - Wzruszył ramionami, nadal wpatrzony w budowlę.
- Odwaliłeś kawał dobrej roboty, Zayn! A teraz idziemy! Chcę skopać Jayowi tyłek. - Usłyszałam za mną głos Harry'ego.
Kędzierzawy wyminął nas i żwawym krokiem podążył do starego budynku. Z westchnieniem ruszyłam za bratem. Gdy dotarliśmy do dużych, metalowych drzwi, Louis poszedł jako pierwszy. Nacisnął klamkę i pchnął grubą powłokę, która z nieprzyjemnym dla uszu skrzypieniem otworzyła się. Po chwili do dłoni wciśnięto mi broń. Patrzyłam to na nią, to na Louisa, który mi ją dał.
- Musisz się bronić. To tylko Wampiry, nie martw się.
Złożył pocałunek na moim czole, co zwykle robił, by dodać mi otuchy i szedł ze mną ramię w ramię.
Harry, który szedł przed nami, nagle zatrzymał się i dał nam znak ręką, że mamy czekać. W pewnej chwili, tak jakby... Po prostu wrósł w ścianę. Zniknął w niej. Zatonął. Ugh, nie mam pojęcia jakiego jeszcze określenia użyć. Louis widząc moje rozszerzone oczy, zamknął moją dłoń w swojej i szepnął do ucha:
- Ściany mają uszy i oczy.
Mieliście kiedykolwiek uczucie, jakby ktoś was obserwował? Gdy siedzieliście sami w domu wieczorem? Jakby ktoś nie spuszczał z was oka nawet na sekundę?
Ja miałam tak wiele razy. Teraz też.
Minęło kilka minut, a Harry wreszcie 'wyszedł' ze ściany. Wyglądało to, jakby wynurzał się z wody.
Przytaknął i machnął ręką, żebyśmy szli za nim. Wpadł do pomieszczenia z bronią na wysokości swojej klatki. Stanęłam obok niego, kurczowo trzymając pistolet w dłoniach. To, co zobaczyłam nie było straszne - było okropne.
- George, zostaw go w spokoju. Odszedł i zrozum, że nie wróci. - Mruknął od niechcenia Harry, wywracając oczami.
- Nie oczekuję, że to zrozumiesz, ale kto odejdzie musi za to zapłacić. - Odpowiedział neutralnym tonem.
Podszedł bliżej, leżącego pod ścianą, ledwie przytomnego chłopaka i wbił nóż w jego udo. Jedyne co zrobił, to skrzywił się z bólu i chwycił mocno za krwawiącą kończynę. Nie miałam pojęcia dlaczego zrobiło się tak cicho. Odwróciłam głowę, ale nie zauważyłam nikogo. Właśnie... Nie było Louisa, Harry'ego, Zayna... Nikogo. Byłam tylko ja, Max i Nathan, leżący pod ścianą.
- Co się stało, kochana? Opuścili cię? - Uśmiechnął się w moją stronę pobłażliwie.
- Gdzie oni są? - Warknęłam
Mimo strachu, który zawładnął moim ciałem, próbowałam być opanowana.
- Jeśli chcesz, żeby przeżyli musisz coś dla nas zrobić.
Jego usta wykrzywił złośliwy uśmiech.
- Czego chcesz?
- Twojej przydatnej mocy.
Mocy? Jakiej znowu mocy?
- O czym ty mówisz? Nie mam żadnej mocy.
- Ach tak? Zablokowanie, to nie odebranie. Ona wciąż w tobie siedzi, a ty nie masz o tym pojęcia. Odebrali ci pamięć, Victoria.
- Przestań. Nic mi nie odebrali, a ja nie mam żadnej mocy. - Powtórzyłam - Poza tym jestem Nathalie. - Syknęłam
- Czyli tego też nie pamiętasz? - Zaśmiał się. - Co oni z tobą zrobili. - Pokiwał głową przecząco, wciąż uśmiechając się do siebie. - Nie wiesz kim jesteś. Zostałaś pozbawiona swojej tożsamości. Mogę pomóc ci dowiedzieć się kim na prawdę jesteś, jeśli tylko oddasz mi swe zdolności.
- Ja nie mam żadnych zdolności! Jestem człowiekiem!
- Przekonasz się o tym. Nie jesteś człowiekiem, twoi przyjaciele też nie są.
- To akurat wiem. - Mruknęłam
- Cóż... Do zobaczenia, Victoria.
Odwróciłam wzrok w stronę Nathana; wciąż leżał nieprzytomny, oparty o ścianę, wykrwawiając się. Wróciłam wzrokiem na miejsce, w którym stał Max, lecz już go tam nie było. Uklękłam przy szatynie i potrząsnęłam jego ramionami.
- Nathan, odezwij się. Nathan! - Krzyknęłam.
Chłopak wymamrotał coś niezrozumiałego dla mnie pod nosem, ledwie otwierając oczy. Żyje.
Ale problem tkwi w tym, że nie wiem co mam zrobić, nie wiem gdzie są chłopcy, nie wiem gdzie JA jestem. Podbiegłam do drzwi i szarpnęłam za nie. Nic z tego, nie otworzyły się. Kopnęłam w nie, po czym oparłam o nie swoje czoło. Pomocy.
Jak na zawołanie ze ściany - nie ważne jak to dziwnie i żałośnie to brzmi - wyszedł Harry. Nie wiem jak on to robi. Przecież jest tylko Demonem.
- Weź go i idziemy stąd zanim pojawią się tu inni. - Szepnął
Lekko pchnął osłupiałą mnie w stronę Nathana, na co ocknęłam się i wzięłam chłopaka pod ramię. Był ciężki, jak nie wiem, dlatego Harry z łatwością przewiesił go sobie przez ramię, otworzył bezszelestnie ciężkie, drewniane drzwi i odwrócił głowę w moją stronę. Kiwnął nią, dając mi znak, bym szła pierwsza. Przeszłam pod jego ramieniem, wychodząc na korytarz. Rozejrzałam się dokoła, lecz nie zauważyłam nikogo. Spojrzałam przez ramię i dałam Harry'emu znak, że jest czysto. Szliśmy sprawnie, ale cicho, by przypadkiem nie zwrócić na siebie uwagi jakiegoś natrętnego Wampira. W pewnej chwili poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa. Ścisnęłam w dłoni pistolet i w mgnieniu oka odwróciłam się, pociągając za spust. Uścisk dłoni na moim barku wzmocnił się, a ja syknęłam z bólu, zaciskając oczy. Jednak kiedy zelżał otworzyłam je, a widok przede mną zaparł mi dech w piersi.
- J-jezu, Louis, j-ja nie... Matko, przepraszam, nie chciałam. Myślałam, że...
Uciszył mnie gestem ręki. Z moich ust nie wydobyło się ani jedno słowo więcej. Chwycił się za krwawiące ramię.
- Nic się nie stało. Dobrze, że się bronisz. - Uśmiechnął się lekko.
Moją odpowiedzią był jedynie przerażony wyraz twarzy.
- Chodźmy. - Rzekł Harry.
Szłam z niebieskookim ramię w ramię, co jakiś czas zerkając na niego kątem oka. Mimo, że szliśmy tą samą drogą dłużyła się ona niemiłosiernie. Jakbyśmy chodzili w kółko. W końcu Harry przystanął i westchnął zirytowany. Spojrzał wymownie na Zayna. Mulat przytaknął i podszedł do pierwszych, lepszych drzwi, które wyważył jednym kopem. Weszliśmy do pomieszczenia, które znajdowało się za wyważonymi drzwiami. Była to wielka hala, lecz nie obchodził mnie jej średniowieczny wygląd, a drzwi, dzięki którym moglibyśmy się stąd wydostać. Usłyszałam jak Harry mamrocze wiązankę przekleństw na temat Maxa. W pewnym momencie usłyszeliśmy chrząknięcie z drugiego końca sali. Każdy z nas odwrócił głowę w tamtą stronę i wpatrywał się w stojącego tam George'a z ramionami skrzyżowanymi na klatce.
- Dlaczego ją okłamujecie?
- O czym ty mówisz? - Warknął Louis
- Kim jest? Na pewno nie człowiekiem. Jak ma na imię? Na pewno nie Nathalie. Czyż nie?
Na jego usta wkradł się zadziorny uśmiech. Spojrzałam zmieszanym wzrokiem na Lou, którego usta rozchyliły się nieznacznie. Okłamał mnie? Przez ten cały czas kłamał? Pogodzę się z faktem, że nie jestem człowiekiem, że mam jakieś nadprzyrodzone moce, że moje prawdziwe imię to Victoria, że zostało zmienione, ale... Że kłamał?
- To nie jest dobry moment na kłótnie. - Warknął Zayn, spostrzegając nasz kontakt wzrokowy.
Odwróciłam głowę w stronę Wampira i mocniej ścisnęłam broń. Bez dłuższego wahania wycelowałam w niego i strzeliłam, głupio sądząc, że mi się uda - zrobił unik i spojrzał na mnie litościwie. Cóż, pora na rękoczyny, bo z odległości nie mamy szans. Załadowałam pistolet, lecz wcisnęłam go między pasek a spodnie. Za naszymi plecami usłyszałam, jak ktoś chrząka.
___________________________________________________________
Eh, co mam wam powiedzieć?
Nie wrzuciłam w Sobotę, wiem, nie wrzuciłam wczoraj, bo chciałam, żeby nieco więcej minęło od dwóch poprzednich. 
Schrzaniłam?
Pewnie tak. 
Cholera, przepraszam was. 
No cóż, kolejny jak zawsze w Poniedziałek. 
Love ya, guys <3
Weronika xo

PS. PAMIĘTAMY O #FearHellff!
Możecie też śmiało pisać do mnie na Wattpadzie (@BlackMistery) czy Twitterze (@Hazzanator_PL) ;)

3 komentarze:

  1. Ale... Wohow czekaj. To ona od początku nie pamiętała? Przecież przywrócili jej pamięć.. Więc. Boże mój mały mózg tego nie ogaria. Ale czemu?!
    No nieźle i co teraz! Chcem natychmiast kolejny! Już Ver!
    Bo Ashton będzie zły. Nie no przecież on nigdy nie jest na Ciebie zły brr..
    Czekam na kolejny oczywiście! Nie ma innej opcji!!!
    Buziaki. :*
    Addiś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, kochanie, nie wiem, jak mam cię przepraszać, że tak długo nie wchodziłam ;C mam nadzieję, że mi wybaczysz xx
    a rozdział świetny, ale czekaj, bo nie ogarniam, ona nic nie pamięta? COOOO? I to z tym Harrym... jezu, idę się zabić. Co się dzieje, CO SIĘ DZIEJE :oooo i czemu oni ją tam zostawili? To pewnie sprawka Maxa, ugh! Gdyby żył na prawdę zabiłabym go >.< Ale ale, dodałaś jeszcze 12 rozdział, tak? Ok, idę czytać bo moja głowa zaraz eksploduje, może coś się wyjaśni, huh? :)
    ok, zaraz wracam pod 12 :)
    @stylesolesi

    OdpowiedzUsuń
  3. Sorrka, zrobiłam sobie dwa tygodnie wolnego od blogera, ale teraz już jestem ;)

    Wkurzają mnie te wampsy!
    Wszystko pieprzą! Było pięknie, ładnie, a teraz Vic o wszystkim sie dowie! Pewnie znowu sie pokłcą! Ugh... Cholera jasna.
    Mam nadzieje, że nie... Nie przeżyłabym gdyby znowu sie rozstali...
    Głupie wampsy! Jakbym mogła to wszystkie bym zabiła! Ale nie moge, bo szybciej to one by mnie zabiły xD
    Rozdział super!
    Lece nadrabiać reszte <3

    OdpowiedzUsuń