poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 12.

*Perspektywa Nathalie*
- Nic mi nie będzie. - Mruknęłam, wyraźnie znudzona nadopiekuńczością Louisa.
- Wiem, wiem. Po prostu się boję, że ci coś zrobiłem. A po twojej minie widziałem, że na początku przyjemnie nie było. - Westchnął - Kocham cię.
- Ja ciebie też, Lou. - Uśmiechnęłam się. - Poza tym chyba już rozdziewiczałeś trochę dziewczyn.
- Nathalie, błagam. - Jęknął - Nie mówmy o moim wcześniejszym życiu, dobra?
- Dobrze, dobrze. - Zaśmiałam się.
W pewnym momencie coś zaczęło drapać mnie w gardle i pojawił się odruch wymiotny. Dostałam silnego ataku kaszlu. Rozrywał mi płuca, nie mogłam oddychać, a łzy napełniły moje oczy. Spanikowany Louis zbiegł na dół, by po chwili wrócić z butelką wody. Rzucił ją na kołdrę i usiadł obok mnie. Chwycił moją siną twarz w dłonie i zatkał usta pocałunkiem. Minęło kilka sekund, a kaszel ustąpił. Jedną ręką chwycił butelkę i odkręcił ją, zaś drugą wciąż trzymał na moim policzku. Oderwał się ode mnie i wcisnął mi w dłoń butelkę. Wzięłam kilka małych łyków, po czym głęboki oddech.
- Dziękuję. - Szepnęłam.
- Kochanie... Ty nie masz przypadkiem astmy czy czegoś takiego?
- Nie, spokojnie. Jestem zdrowa.
Odetchnął z ulgą, uśmiechając się lekko.
- Czemu jesteś smutna? Chodzi o Nathana, Maxa czy...
- O to, że mnie okłamałeś. Nie jestem człowiekiem, a moje prawdziwe imię to Victoria.
- Wiem, powinnaś wiedzieć, ale i tak te wszystkie chore moce masz zablokowane. Dla bezpieczeństwa. A co do imienia - westchnął - już dawno zostało zmienione i przyzwyczaiłaś się do niego, jak my.
Wzruszyłam ramionami i ponownie opadłam całym ciężarem na łóżko. Jęknęłam przez dokuczliwy ból tam na dole, z powodu zmiany pozycji.
- Zostałaś konkretnie przepieprzona. - Zaśmiał się
- A spadaj. - Warknęłam i rzuciłam w niego bordową poduszką, którą niestety złapał.
- Też cię kocham, pamiętaj. - mrugnął do mnie - Jutro wyjeżdżamy na dwa tygodnie. Cieszysz się? Z dala od tego całego gówna, spraw, Londynu.
- Coś nowego. Ten hotel jest piękny, choć i tak wolałam tamten.
- Wiem, ale był za mały. Ten jest perfekcyjny. Każdy ma swój apartament, a my na samej górze.
Nachylił się i musnął moje usta z delikatnością, której się po nim nie spodziewałam. Jednak jego zaborczy charakter został.
- Co powie pani na wspólny prysznic, Panno Moore? - Uśmiechnął się szarmancko, wystawiając dłoń w moją stronę.
- Ależ oczywiście, Panie Tomlinson.
Jęcząc pod nosem i wyklinając mojego chłopaka wstałam z łóżka. Wzięłam czyste ubrania i skierowałam się do łazienki. Stanęłam na miękkim, białym dywanie w kształcie koła, na środku łazienki, czekając aż szatyn wejdzie. W końcu pojawił się. Podszedł do mnie, całą długością jednej ręki objął w talii, a drugą dłoń umiejscowił na moim policzku.
- Brakowało mi cię. Tej prawdziwej ciebie. - Wyszeptał.
Pochylił się nieco niżej i obdarzył moje usta przeciągłym pocałunkiem, który niemal od razu odwzajemniłam.
Po chwili staliśmy pod gorącą wodą, a centymetry dzieliły nasze ciała. Louis chwycił plastikową butelkę z różanym żelem pod prysznic, wylał niewielką ilość na dłoń i tworząc pokaźną ilość piany, skapującej na nieskazitelnie białe, akrylowe podłoże.
- Odwróć się. - Powiedział, w akompaniamencie szumu wody, lecącej ze słuchawki nad naszymi głowami.
Wykonałam jego polecenie i stałam tyłem do niego. Na skórze moich pleców poczułam jego szorstkie dłonie, a z moich ust wydarł się niekontrolowany pomruk. Mogę się założyć, że na jego ustach gości jakiś zwycięski, pełen satysfakcji uśmieszek. Mój umysł wyłączył się już całkowicie, gdy wsunął dłonie pod moje ramiona i zaczął pieścić moje piersi. Oparłam głowę o jego bark i zamknęłam oczy, mrucząc pod nosem.
Minęło sporo czasu zanim wyszliśmy spod prysznica, a rachunek za wodę kosztowałby majątek. Ubrałam się i spojrzałam w lustro. Wyglądam znośnie, ale muszę się uczesać. Nagle poczułam dwa ramiona oplatające moją talię i głowę uśmiechającego się szatyna na moim ramieniu. Musnął mój policzek, po czym zaczął delikatnie kołysać moimi biodrami, nucąc pod nosem jakąś powolną melodię. Uśmiechnęłam się szeroko, przymykając oczy.
- Wyobraź tylko sobie takie dwa małe szkraby biegające po domu. Powiedz, nie chciałabyś takich?
Momentalnie zastygłam. Czy on... On miał na myśli... Uh, nie. To niemożliwe.
- Spokojnie, kochanie. - Szepnął wprost do mojego ucha. - Tym zajmiemy się kiedy indziej, jeszcze jest czas.
- Na prawdę myślałeś o dzieciach? - Przełknęłam głośno ślinę.
Nie chodzi mi o to, że ich nie chcę, ale... Mam dopiero 17 lat. Myślę, że na dzieci jeszcze mam dużo czasu. Poza tym jak one wychowywałyby się tutaj? W dodatku w ten sposób? Chodzi mi o niebezpieczeństwo, które niesie ze sobą 'praca' Louisa. To ryzykowne.
Z mojego chwilowego zamyślenia wyrwał mnie głos chłopaka:
- Nathalie, nie masz się o co martwić, na prawdę. Na dzieci jest czas. - Powtórzył, widząc moją niemrawą minę.
- Wiem, Lou. Chodzi o twoją pracę. To duże ryzyko, jeśli chodzi o...
- Wychowanie i bezpieczeństwo? Tym nie przejmuj się ani trochę. Na razie nie masz się czym stresować. Tak jakoś bąknąłem, co miałem w głowie. - Wzruszył ramionami.
W chwili, gdy pochylił się nieco niżej, by złożyć krótki pocałunek na moich ustach, ktoś zaczął pukać w drzwi. Zirytowane westchnięcie wydobyło się z jego ust. Puścił mnie i otworzył drzwi.
- Czego? - Warknął, w stronę lekko zdezorientowanego Stylesa.
- Ja, uhm... Przeszkodziłem w czymś? - Mimowolnie skrzywił się, z widocznym skonsternowaniem.
*Perspektywa Louisa*
- Tak, Harry. Ewidentnie przeszkodziłeś. - Mruknąłem, a Nath się to chyba nie spodobało, bo fuknęła pod nosem i uderzyła mnie w ramię.
- Liam mówi, żebyś zszedł na dół. Chyba macie jakąś sprawę do obgadania. - Westchnął.
- Idź. - Warknęła w moją stronę dziewczyna, po czym pchnęła mnie w stronę drzwi.
Jęknąłem przeciągle, patrząc na nią z grymasem na twarzy. Gestem dłoni i zniecierpliwionym wzrokiem ponagliła mnie, więc wreszcie wyszedłem, posyłając jej w powietrzu całusa. Przeskakując co dwa schody wreszcie zszedłem na dół.
- Co jest? - Spytałem na wstępie.
- Max jest. - odwarknął Malik
- Dokładniej można?
Dosiadłem się do Payne'a i spojrzałem na ekran komputera, na którym było wyświetlone kilka okien. Na dwóch z nich zauważyłem praktycznie pełny folder z informacjami o jakimś czarnoskórym facecie, chyba w moim wieku, a może nieco starszym. A drugi folder ze zdjęciem jakiejś obciętej na krótko, czerwonowłosej dziewczyny.
- Kto to? - Zaciekawiony zadałem pytanie, przypatrując mu się uważnie.
- Lydia Mitchel i Bob Rogers. - Wymruczał, nie spuszczając wzroku z ekranu.
W pozostałych oknach widziałem fragmenty jakichś tekstów, ale nie przypatrywałem im się dłużej.
- No więc? O co chodzi?
- Nie odpuści. Widziałem ostatnio jak zamienił jakiegoś małolata. - odparł Zayn
- Czyli nadal się szykują? Ale na co niby?
- Albo na nas... - zaczął ostrożnie
- Albo na jakąś wojnę. - dokończył Styles
- Wojnę? - zdziwiłem się - Z kim? Z nami niby? - prychnąłem, mimo, że w środku trochę się tego obawiałem.
- Może tak, może nie. Słyszałam, że gangi z Australii, Indii, głównie Chin i Ameryki szykują się na przejęcie Londynu, bo ponoć jest jakaś moda na odbieranie czyichś terenów. Ale nie wszystkie. Około... sześciu, siedmiu, może ośmiu gangów. - Odezwała się Perrie
- Cholera. - Wymamrotałem - No to nie zbyt dobrze. Wszyscy mają jakąś ustaloną datę?
- Nie do końca, ale mają się pojawić tutaj pod koniec tego miesiąca. - Odparła nerwowo.
- Musimy coś wymyślić, nie damy rady z tyloma. - dodał Styles.
- Racja. - przytaknąłem.
Pomysł, który zrodził się w tamtej chwili z moim umyśle nie był tak do końca przemyślany, ale to chyba najlepsze wyjście. Może i jest to - przynajmniej według mnie - upokarzające, lecz nie mam zamiaru ryzykować stratą czegokolwiek, a tym bardziej kogokolwiek.
- Okey, za tydzień wyjedziemy, może i na stałe, tego nie wiem, ale mam pewność, że wyjedziemy. To wyjdzie nam nawet na dobre, bo szukają nas prawie po całej Brytanii. Anglia już nie jest taka jak wcześniej. Wyemigrujemy do Ameryki.
Moja głowa pulsowała jak nigdy. Przetarłem twarz dłońmi i czekałem, aż ktoś coś powie, ale nic się takiego nie stało. Wyprostowałem się i spojrzałem na wszystkich; rozchylone usta, szeroko otwarte oczy, szok wymalowany na twarzy. Nie dziwię im się, Thunder nigdy nie uciekał, ale tym razem sprawa jest poważna. Bardzo poważna.
- Ty chcesz... Tak po prostu uciec?! - Krzyknął Harry, praktycznie wyrywając sobie włosy z głowy.
- Styles! To nie jest ucieczka - warknąłem - nie będę ryzykował utratą kogokolwiek ani czegokolwiek, jasne? Chcesz to zostań, proszę bardzo! Do niczego cię nie zmuszam.
Poczułem jak moje zmrużone oczy robią się całkowicie czarne. Zamknąłem je, opadłem plecami o na oparcie kanapy i wziąłem głęboki wdech. Gdy wróciły do normalnego koloru otworzyłem je i spojrzałem na Harry'ego, który teraz stał skonsternowany, ze zwieszoną głową.
- Jadę. - Mruknął niewyraźnie, a mimowolnie na moich ustach wymalował się zwycięski uśmiech.
- Liam - spojrzałem na chłopaka obok mnie - postaraj się skołować jakiegoś Ro-Ro*. Jeden wystarczy.
Payne przytaknął i momentalnie wyszedł z pomieszczenia, wyciągając telefon z kieszeni.
- Zayn - kontynuowałem - sprawdź bilety, ewentualnie zajmij się prywatnym.
Ten również skinął głową i wyszedł.
- Harry - westchnąłem - Dopilnuj, żeby wszyscy nasi dowiedzieli się o tym i w miarę szybko spakowali manele.
- Jasne, Lou.
- A... Ja mam coś zrobić? - spytała Edwards
- Ty, Perrie odbierz pieniądze od wszystkich, którzy je nam mają oddać. Jeśli tego nie zrobią... Z pomocą Adama zawieź ich do magazynów.
- Robi się, szefie. - Uśmiechnęła się.
Wyjęła telefon, wystukała coś na ekranie, po czym przyłożyła go do ucha.
- Adam, jest robota. - Powiedziała i od razu rozłączyła się.
Wyciągnęła spluwę zza paska, załadowała ją i z tym jej chytrym uśmieszkiem wyszła z domu. To w niej lubiłem, tą stanowczość, kiedy chodziło o wykonanie jakiegoś zadania. Zerwałem się z kanapy i wbiegłem z powrotem na górę. Skoro wszystko gotowe, mogę już powiedzieć to Nathalie. Ciekaw jestem jak to przyjmie. Nie sądzę, że będzie zadowolona, ale cóż... Takie życie. Zwłaszcza ze mną.
Bez żadnych ostrzeżeń wszedłem do mojego pokoju, gdzie byliśmy wcześniej i ujrzałem ją, siedzącą na łóżku.
- Nathalie. - Zacząłem, próbując opanować głos, co chyba mi się nie udało, bo spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Co się stało?
- Nic. Czemu tak myślisz? - Machnąłem lekceważąco ręką.
Nie mam pojęcia dlaczego z taką trudnością przyszło mi to powiedzieć.
- Masz odrobinę piskliwy głos, nie patrzysz mi w oczy, co robisz zawsze, masz złączone ręce, prawie jak do modlitwy.
- Nienawidzę, jak wiesz to po takich szczegółach. - Prychnąłem.
Jeszcze nie denerwowałem się tak bardzo, jak przy niej teraz. Właściwie... Ja nigdy się tak nie stresowałem. Nawet jak ktoś mnie szantażował. Rozumiecie to? Ja się stresuję przy kobiecie.
- Mów. O co chodzi? - spytała.
- Mam walić prosto z mostu?
Przytaknęła, na co westchnąłem.
- Za tydzień wyjeżdżamy do Ameryki. Może nawet na stałe. - Wydukałem nieskładnie, ale wiedziałem, że zrozumiała.
_____________________________________________
*Ro-Ro - rodzaj statków przewozowych / promy.
Dobra, nie wiem co powiedzieć.
Tym razem to nie ja spierdoliłam.
Akurat ten rozdział mi się w miarę podoba, nie wyszedł jakoś nie wiadomo jak dupnie.
Tym razem chodzi mi o was - czytelników. 
Wdzieliście poprzedni rozdział w ogóle?
Bo mi się wydaje, że nie. Wnioskuję to po jednym komentarzu.
Czuję, że ode mnie odchodzicie. No wiadomo...
Nie trzymam was tu, ale cholera! Zawsze piszecie, że wam się podoba, a nagle wszyscy zniknęli.
Dla nie najważniejsza jest szczerość, więc jeśli coś wam się nie spodobało w rozdziale - piszcie to śmiało, dlatego że m to bardzo pomoże.
No okey, nie będę wam już truć.
Proszę was tylko o jedno: skomentujcie ten rozdział i dajcie znać, że nadal czytacie.
Będę niemożliwie wdzięczna.
Przypominam o tt i dziękuję.
Weronika xo

wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 11.

 *Perspektywa Louisa*
Wszyscy skinęliśmy i wyszliśmy czym prędzej z domu. Gdy już miałem wsiadać na miejsce kierowcy, ktoś chwycił moje ramię.
- Czego chcesz, Harry?
- Ja prowadzę. Ty nas pozabijasz.
On na poważnie? Ja pozabijam? Z moimi umiejętnościami?
- Dobra. - westchnąłem
W błyskawicznym tempie usiadłem na tylnych siedzeniach obok Nathalie. Objąłem ją ramieniem i złożyłem pocałunek na czole, przez co jej policzki pokrył delikatny róż. Lokaty odpalił silnik i ruszył z mniejszą prędkością niż ja bym to zrobił. Jeszcze się spóźnimy przez Pana Ostrożnego. Cóż, przyznam, że Harry czasami jest rozsądniejszy niż ja. Może i jest młodszy, ale tak samo mądry, jak ja, nie licząc mniejszego doświadczenia w życiu o te 2 lata.
- Przyspiesz. - burknąłem - Nie zdążymy, jak się będziesz tak ślimaczył.
- Człowieku, jadę prawie 200km/h. Nie przesadzasz? - wywrócił na mnie oczami, co widziałem w lusterku.
Nawet nie zauważyłem, że przejechaliśmy kilka metrów przed maską radiowozu. Ale z tym problemów nie było, bo oni nawet nie próbują kogoś złapać, gdy jedzie 150km/h
Minęliśmy kilka szalenie trąbiących na nas samochodów, przejechaliśmy krótką autostradę i byliśmy na miejscu. Zamiast pieprzyć się z pukaniem do drzwi, od razu je prawie wyważyłem.
 Przeszukaliśmy całe mieszkanie, lecz nie było w nim nikogo. Za to zastaliśmy jakąś sypialnię wywróconą do góry nogami. Szafa przewrócona, zasłony pozdzierane, ubrania walające się po podłodze, rozbita szyba w oknie. To w sumie wszystko.
- Zayn, musisz ich wytropić. - Powiedziałem z pełną powagą.
Niby mamy lokalizator, ale węch wilkołaka jest bardziej niezawodny niż zwykłe GPS, które może zgubić nadajnik.
- Jasne. - Przytaknął.
Mulat zaciągnął się powietrzem, po czym otworzył lśniące na złoto oczy i jakby w transie zaczął prowadzić nas w tylko jemu znanym kierunku. Wsiedliśmy do auta, a Malik usiadł na siedzeniu pasażera, wystawiając głowę przez okno, by nie stracić tropu. Mimo sytuacji, śmieszył mnie ten widok.
- W prawo. - Mruknął, ciągle kręcąc nosem.
Harry skręcił tak, jak mu nakazano.
- Mhm... Coś czuję, ale coraz słabiej. - Odezwał się w końcu.
Na razie jechaliśmy prosto, gdyż zmiennokształtny nic nie mówił.
- Stój! - Krzyknął w końcu
Harry - dostając prawie zawału, co zauważyłem po jego minie - zatrzymał nagle samochód i wpatrzył się w Malika. Ten natomiast wysiadł od razu z pojazdu i zaczął gdzieś iść, zostawiając nas kompletnie zdezorientowanych.
*Perspektywa Nathalie*
Jako pierwsza wysiadłam z auta i podążyłam za Zaynem. Miałam głęboko w poważani to, gdzie jesteśmy oraz to, że reszta siedzi w samochodzie, wgapiając się tępo w Mulata, no i to, co może się stać.
W pewnym momencie chłopak przede mną zatrzymał się, a ja wpadłam w jego plecy. Na szczęście utrzymałam równowagę i stanęłam obok niego, by zobaczyć dlaczego tak nagle stanął. Moje usta rozchyliły się, gdy ujrzałam niedaleko nas wielki, stary budynek, który na pewno nie był odwiedzany od co najmniej kilku lat. Wyglądał, jak pałac, a jednocześnie, jak opuszczona fabryka.
- Tu są?
- Najwyraźniej. - Wzruszył ramionami, nadal wpatrzony w budowlę.
- Odwaliłeś kawał dobrej roboty, Zayn! A teraz idziemy! Chcę skopać Jayowi tyłek. - Usłyszałam za mną głos Harry'ego.
Kędzierzawy wyminął nas i żwawym krokiem podążył do starego budynku. Z westchnieniem ruszyłam za bratem. Gdy dotarliśmy do dużych, metalowych drzwi, Louis poszedł jako pierwszy. Nacisnął klamkę i pchnął grubą powłokę, która z nieprzyjemnym dla uszu skrzypieniem otworzyła się. Po chwili do dłoni wciśnięto mi broń. Patrzyłam to na nią, to na Louisa, który mi ją dał.
- Musisz się bronić. To tylko Wampiry, nie martw się.
Złożył pocałunek na moim czole, co zwykle robił, by dodać mi otuchy i szedł ze mną ramię w ramię.
Harry, który szedł przed nami, nagle zatrzymał się i dał nam znak ręką, że mamy czekać. W pewnej chwili, tak jakby... Po prostu wrósł w ścianę. Zniknął w niej. Zatonął. Ugh, nie mam pojęcia jakiego jeszcze określenia użyć. Louis widząc moje rozszerzone oczy, zamknął moją dłoń w swojej i szepnął do ucha:
- Ściany mają uszy i oczy.
Mieliście kiedykolwiek uczucie, jakby ktoś was obserwował? Gdy siedzieliście sami w domu wieczorem? Jakby ktoś nie spuszczał z was oka nawet na sekundę?
Ja miałam tak wiele razy. Teraz też.
Minęło kilka minut, a Harry wreszcie 'wyszedł' ze ściany. Wyglądało to, jakby wynurzał się z wody.
Przytaknął i machnął ręką, żebyśmy szli za nim. Wpadł do pomieszczenia z bronią na wysokości swojej klatki. Stanęłam obok niego, kurczowo trzymając pistolet w dłoniach. To, co zobaczyłam nie było straszne - było okropne.
- George, zostaw go w spokoju. Odszedł i zrozum, że nie wróci. - Mruknął od niechcenia Harry, wywracając oczami.
- Nie oczekuję, że to zrozumiesz, ale kto odejdzie musi za to zapłacić. - Odpowiedział neutralnym tonem.
Podszedł bliżej, leżącego pod ścianą, ledwie przytomnego chłopaka i wbił nóż w jego udo. Jedyne co zrobił, to skrzywił się z bólu i chwycił mocno za krwawiącą kończynę. Nie miałam pojęcia dlaczego zrobiło się tak cicho. Odwróciłam głowę, ale nie zauważyłam nikogo. Właśnie... Nie było Louisa, Harry'ego, Zayna... Nikogo. Byłam tylko ja, Max i Nathan, leżący pod ścianą.
- Co się stało, kochana? Opuścili cię? - Uśmiechnął się w moją stronę pobłażliwie.
- Gdzie oni są? - Warknęłam
Mimo strachu, który zawładnął moim ciałem, próbowałam być opanowana.
- Jeśli chcesz, żeby przeżyli musisz coś dla nas zrobić.
Jego usta wykrzywił złośliwy uśmiech.
- Czego chcesz?
- Twojej przydatnej mocy.
Mocy? Jakiej znowu mocy?
- O czym ty mówisz? Nie mam żadnej mocy.
- Ach tak? Zablokowanie, to nie odebranie. Ona wciąż w tobie siedzi, a ty nie masz o tym pojęcia. Odebrali ci pamięć, Victoria.
- Przestań. Nic mi nie odebrali, a ja nie mam żadnej mocy. - Powtórzyłam - Poza tym jestem Nathalie. - Syknęłam
- Czyli tego też nie pamiętasz? - Zaśmiał się. - Co oni z tobą zrobili. - Pokiwał głową przecząco, wciąż uśmiechając się do siebie. - Nie wiesz kim jesteś. Zostałaś pozbawiona swojej tożsamości. Mogę pomóc ci dowiedzieć się kim na prawdę jesteś, jeśli tylko oddasz mi swe zdolności.
- Ja nie mam żadnych zdolności! Jestem człowiekiem!
- Przekonasz się o tym. Nie jesteś człowiekiem, twoi przyjaciele też nie są.
- To akurat wiem. - Mruknęłam
- Cóż... Do zobaczenia, Victoria.
Odwróciłam wzrok w stronę Nathana; wciąż leżał nieprzytomny, oparty o ścianę, wykrwawiając się. Wróciłam wzrokiem na miejsce, w którym stał Max, lecz już go tam nie było. Uklękłam przy szatynie i potrząsnęłam jego ramionami.
- Nathan, odezwij się. Nathan! - Krzyknęłam.
Chłopak wymamrotał coś niezrozumiałego dla mnie pod nosem, ledwie otwierając oczy. Żyje.
Ale problem tkwi w tym, że nie wiem co mam zrobić, nie wiem gdzie są chłopcy, nie wiem gdzie JA jestem. Podbiegłam do drzwi i szarpnęłam za nie. Nic z tego, nie otworzyły się. Kopnęłam w nie, po czym oparłam o nie swoje czoło. Pomocy.
Jak na zawołanie ze ściany - nie ważne jak to dziwnie i żałośnie to brzmi - wyszedł Harry. Nie wiem jak on to robi. Przecież jest tylko Demonem.
- Weź go i idziemy stąd zanim pojawią się tu inni. - Szepnął
Lekko pchnął osłupiałą mnie w stronę Nathana, na co ocknęłam się i wzięłam chłopaka pod ramię. Był ciężki, jak nie wiem, dlatego Harry z łatwością przewiesił go sobie przez ramię, otworzył bezszelestnie ciężkie, drewniane drzwi i odwrócił głowę w moją stronę. Kiwnął nią, dając mi znak, bym szła pierwsza. Przeszłam pod jego ramieniem, wychodząc na korytarz. Rozejrzałam się dokoła, lecz nie zauważyłam nikogo. Spojrzałam przez ramię i dałam Harry'emu znak, że jest czysto. Szliśmy sprawnie, ale cicho, by przypadkiem nie zwrócić na siebie uwagi jakiegoś natrętnego Wampira. W pewnej chwili poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa. Ścisnęłam w dłoni pistolet i w mgnieniu oka odwróciłam się, pociągając za spust. Uścisk dłoni na moim barku wzmocnił się, a ja syknęłam z bólu, zaciskając oczy. Jednak kiedy zelżał otworzyłam je, a widok przede mną zaparł mi dech w piersi.
- J-jezu, Louis, j-ja nie... Matko, przepraszam, nie chciałam. Myślałam, że...
Uciszył mnie gestem ręki. Z moich ust nie wydobyło się ani jedno słowo więcej. Chwycił się za krwawiące ramię.
- Nic się nie stało. Dobrze, że się bronisz. - Uśmiechnął się lekko.
Moją odpowiedzią był jedynie przerażony wyraz twarzy.
- Chodźmy. - Rzekł Harry.
Szłam z niebieskookim ramię w ramię, co jakiś czas zerkając na niego kątem oka. Mimo, że szliśmy tą samą drogą dłużyła się ona niemiłosiernie. Jakbyśmy chodzili w kółko. W końcu Harry przystanął i westchnął zirytowany. Spojrzał wymownie na Zayna. Mulat przytaknął i podszedł do pierwszych, lepszych drzwi, które wyważył jednym kopem. Weszliśmy do pomieszczenia, które znajdowało się za wyważonymi drzwiami. Była to wielka hala, lecz nie obchodził mnie jej średniowieczny wygląd, a drzwi, dzięki którym moglibyśmy się stąd wydostać. Usłyszałam jak Harry mamrocze wiązankę przekleństw na temat Maxa. W pewnym momencie usłyszeliśmy chrząknięcie z drugiego końca sali. Każdy z nas odwrócił głowę w tamtą stronę i wpatrywał się w stojącego tam George'a z ramionami skrzyżowanymi na klatce.
- Dlaczego ją okłamujecie?
- O czym ty mówisz? - Warknął Louis
- Kim jest? Na pewno nie człowiekiem. Jak ma na imię? Na pewno nie Nathalie. Czyż nie?
Na jego usta wkradł się zadziorny uśmiech. Spojrzałam zmieszanym wzrokiem na Lou, którego usta rozchyliły się nieznacznie. Okłamał mnie? Przez ten cały czas kłamał? Pogodzę się z faktem, że nie jestem człowiekiem, że mam jakieś nadprzyrodzone moce, że moje prawdziwe imię to Victoria, że zostało zmienione, ale... Że kłamał?
- To nie jest dobry moment na kłótnie. - Warknął Zayn, spostrzegając nasz kontakt wzrokowy.
Odwróciłam głowę w stronę Wampira i mocniej ścisnęłam broń. Bez dłuższego wahania wycelowałam w niego i strzeliłam, głupio sądząc, że mi się uda - zrobił unik i spojrzał na mnie litościwie. Cóż, pora na rękoczyny, bo z odległości nie mamy szans. Załadowałam pistolet, lecz wcisnęłam go między pasek a spodnie. Za naszymi plecami usłyszałam, jak ktoś chrząka.
___________________________________________________________
Eh, co mam wam powiedzieć?
Nie wrzuciłam w Sobotę, wiem, nie wrzuciłam wczoraj, bo chciałam, żeby nieco więcej minęło od dwóch poprzednich. 
Schrzaniłam?
Pewnie tak. 
Cholera, przepraszam was. 
No cóż, kolejny jak zawsze w Poniedziałek. 
Love ya, guys <3
Weronika xo

PS. PAMIĘTAMY O #FearHellff!
Możecie też śmiało pisać do mnie na Wattpadzie (@BlackMistery) czy Twitterze (@Hazzanator_PL) ;)

wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 10.

*Perspektywa Nathalie*
Weszłam na odpowiednią stronę i po chwili ukazało mi się kilkanaście zdjęć dużego budynku. Kliknęłam w pierwszą fotografię. Przedstawiała ona hotel od zewnątrz. Jego główna ściana była cała przeszklona. Przed nią znajdował się duży basen w podłużnym kształcie.
Drugie zdjęcie przedstawiało... Coś w rodzaju wybiegu dla modelek. Fotografia zrobiona była w nocy, a po wybiegu przechadzały się dziewczyny w skąpych strojach.
Trzecia fotografia przedstawiała długi, na prawdę długi stół zrobiony ze szkła. Po jednej jego stronie znajdowały się białe krzesła, a gdzieś w oddali zauważyłam młodego chłopaka, ubranego całkowicie na biało z... Przyczepionymi do pleców skrzydłami Anielskimi. Tego nie rozumiałam ani trochę. Widząc, iż niesie jakąś tacę, zorientowałam się kto to jest - cóż, obsługa w tym hotelu to "Anioły".
- Podoba mi się. - powiedziałam, wpatrując się w galerię zdjęć.
- Mi też, ale... Wszystko jest białe i przezroczyste. Do tego Anioły? - zajęczał, patrząc na mnie pobłażliwie.
Wzruszyłam obojętnie ramionami.
- Wiesz, zawsze możemy zostać i...
- Kupuj bilety! - krzyknął, po czym wyszedł z pokoju.
Zaśmiałam się, kręcąc głową. Zadzwoniłam w sprawie rezerwacji, z którą nie było najmniejszego problemu. Kupiłam bilety na samolot i wszystko było gotowe. Więc... Za dwa tygodnie wylatujemy z Wielkiej Brytanii i lecimy do Hiszpanii! Matko, tak się cieszę. Pierwszy raz tam będę, a do tego z ukochaną osobą i tak jakby rodziną. Czego chcieć więcej?
***
- Uhm... Nie wiem czy to dobry pomysł. Sam wiesz, co się ostatnio stało. - mruknęłam z wyraźnym grymasem na twarzy.
- No, nie bądź taka! - machnął lekceważąco ręką i podał mi kolejny kieliszek.
Westchnęłam i wypiłam wszystko. Nie wiem jak to się skończy, ale nie jestem pewna czy dobrze.
Nie mam pojęcia kiedy, ale wypiłam już w sumie pięć kieliszków. Na szklanym stoliku pojawiło się pięć białych kreseczek z proszku. Zapatrzona w nie, jak w obrazek, nie słuchałam co mówi do mnie Ash, czy ktokolwiek. Bez namysłu wzięłam od Irwina zwinięty rulonik i zaczęłam wciągać nosem proszek. Zakręciło mi się lekko w głowie, a wnętrze nosa zaczęło piec, ale nie przejęłam się tym ani trochę. Nie minęło wiele czasu, a już byłam na wysokich szpilkach, wśród tańczącego tłumu ludzi, razem z Ashtonem. Nie mam pojęcia ile tańczyłam, a raczej... Wiłam się, jak ostatnia dziwka przed Irwinem, nucąc kolejne piosenki, które znałam lub też nie. Po kilku kolejnych piosenkach poczułam, że słabnę, a moje ciało, jak i powieki robią się coraz cięższe. W ostatniej chwili chwyciłam ramię Asha, a on owinął swoje wokół mojej talii. Zemdlałam.
***
Obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez niezasłonięte okno. Zacisnęłam mocniej oczy i jęcząc odwróciłam się na drugi bok. Pulsujący ból głowy, którego chciałam pozbyć się już od pierwszej sekundy od jego pojawienia się, nie dawał mi spokoju. Poczułam, jak materac obok mnie zapada się pod czyimś ciężarem. Trzepocząc rzęsami otworzyłam zmęczone oczy. Czułam się wręcz bezbronnie pod gniewnym, ciemnozielonym spojrzeniem.
- Znowu? - spytał - Co się z tobą dzieje, Nathalie? Można poszaleć, ale... Aż tak? Nie uważasz, że trochę przesadzasz?
- Harry - westchnęłam - Nie martw się.
- Jak mam się nie martwić? Jesteś moją siostrą! Co prawda przyrodnią, ale wciąż siostrą. Kocham cię i nie mogę pozwolić, żeby coś ci się stało.
- Rozumiem, że się martwisz, ale spokojnie. Mnóstwo ludzi bierze, więc...
- Jezu, Nathalie. - jęknął - To, że wiele ludzi tak robi, nie znaczy, że ty też musisz. Zrozum, że to nie jest dobre. Chcesz wyniszczyć sama siebie? To jak samobójstwo! Wiesz co to uzależnienie.
- Ugh, Harry przestań. Gadasz, jak ojciec.
- Bo ktoś musi to robić. A teraz obiecaj mi, że więcej nie weźmiesz.
Spojrzał w moje oczy z całkowicie poważną miną.
- Obiecuję. - przytaknęłam
Na jego ustach zagrał niewielki uśmiech, a w policzkach ukazały się urocze dołeczki. Wyglądał o wiele lepiej bez kolczyka w wardze. Wybłagałam, żeby go wyjął i wreszcie to zrobił. Louis z resztą też. Zostawił tylko jeden w brwi. Nie przeszkadzał mi znów tak bardzo, a nawet podobał mi się.
Gdy Harold wyszedł, wzięłam do ręki telefon i sprawdziłam godzinę.
- 23. - ziewnęłam
Byłam nieprzytomna tylko godzinę albo dwie. Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwi od pokoju. Podpierając się na łokciach spojrzałam w tamtą stronę. Zamiast uśmiechu, na moje usta wkradło się poczucie winy i żal do samej siebie. Harry ma rację, nie mogę tego brać. Trzeba z tym skończyć raz na zawsze.
Tomlinson kilkoma krokami pokonał odległość między drzwiami, a łóżkiem i usiadł obok mnie. Spojrzałam w jego szare oczy, przepełnione troską. Chwycił moją dłoń i delikatnie musnął ustami jej wierzch.
- Przepraszam. - szepnęłam, zwieszając głowę.
Lou bez słowa pochylił się nade mną i złożył pocałunek na moich ustach. Niemalże od razu odwzajemniłam go, wplatając palce w jego idealnie ułożone na żelu włosy. Nie minęła sekunda, a znalazł się nade mną, podpierając się rękami po bokach mojej głowy, nie przerywając pocałunku. Jedną dłonią zjechał do moich bioder, podwijając koszulkę w górę. Gdy dotknął szorstką dłonią mojej rozgrzanej skóry przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Chyba to zauważył, bo uśmiechnął się między pocałunkami, które teraz zostawiał na mojej szyi. Po chwili zaczął ssać i podgryzać jedno miejsce, a ja byłam pewna co po tym zostanie. Po chwili przestał i odsunął się, podziwiając swoje dzieło. By zmniejszyć pulsujący ból, przejechał delikatnie po tym miejscu językiem, po czym dmuchnął w nie chłodnym powietrzem, powodując u mnie kolejną falę dreszczy. W końcu moja koszulka wylądowała w kącie pokoju... A drzwi trzasnęły. Momentalnie zrzuciłam z siebie Louisa, czego się nie spodziewał i wylądował na podłodze. Spojrzałam na drzwi, w których stał chichoczący Harry. Jęknęłam przeciągle i opadłam z powrotem na poduszkę, zakrywając rumieńce dłońmi.
- Ja to wiem w jakim momencie wejść! - krzyknął roześmiany - Tommo, chodź. Mamy coś do obgadania.
Louis otrzepał wyimaginowany pył ze spodni i wyszedł z pokoju, posyłając mi całusa w powietrzu z rozbawionym spojrzeniem. Ubrałam bluzkę i związałam włosy w kucyka. Z laptopem usiadłam na łóżku i patrzyłam na biały hotel z przeźroczystymi akcentami. Był piękny, ale 'Anielska obsługa' nieco mnie zdziwiła. Mimo wszystko jest super.
*Perspektywa Lou*
- Co jest? - spytałem, gdy wreszcie znalazłem się w salonie.
Na stole była rozłożona jakaś mapa. Zmarszczyłem brwi, przejeżdżając wzrokiem po twarzach zebranych; wszyscy poważni. To już źle wróży.
- George planuje przejąć nasze terytorium. - westchnął Liam
- Werbują kolejne, nowo narodzone Wampiry. - wymruczał tym razem Harry
- Jest ich coraz więcej, a wiesz, że nowo narodzeni mają pragnienie. Są silni. - powiedziała Perrie
- Musimy działać jak najszybciej. Nie wiemy kiedy mają zamiar zaatakować, a mogą to zrobić w najmniej oczekiwanym momencie. - dodał Malik
- Cóż... - zacząłem, pocierając dłonie. Zwilżyłem językiem wargi i usiadłem na kanapie, by lepiej przyjrzeć się kartce z nabazgranymi wzorami. - Co tu macie?
- Liam wydrukował plan ich "bazy". To budynek, w którym najprawdopodobniej ćwiczą nowych i ogólnie się znajdują. - poinformował mnie lokaty
- Jest wielki. - mruknąłem pod nosem - Ah, a poza tym... Dałbyś radę włamać się do bazy danych i sprawdzić gdzie dokładnie był Max? Chcę mniej, więcej zorientować się co zamierza. - powiedziałem, patrząc na naszego geniusza komputerowego i hakera w jednym.
- Jasne. - przytaknął i niemal od razu wyszedł.
- Dobra, co wiecie?
- Wiemy, gdzie są. Adamowi udało się zamontować im na podwoziu nadajnik.
- Więc na co czekacie?! Bierzcie komputer i sprawdzać! - krzyknąłem
Harry zerwał się z miejsca i również opuścił salon.
- Brakowało nam cię. - uśmiechnęła się Perrie
Zmarszczyłem brwi, nie do końca rozumiejąc o czym... Ah, rozumiem. Nathalie.
- Dzięki. - westchnąłem - Mi was też.
Ledwie dotknąłem ramienia Edwards, a już słyszałem ciche warczenie. Od razu podniosłem ręce w górę, w geście obronnym. Dziewczyna zaśmiała się i przytuliła do Malika, na co uspokoił się i pocałował ją w czoło. Są jak... Ja i Nathalie. Chyba. Sam nie wiem czy ona w pełni mi ufa. Zawiodłem ją i skrzywdziłem już tyle razy, że nie wiem czy w ogóle na nią zasługuję.
Do salonu z powrotem wszedł Harry z notebookiem w rękach i zagryzionym w skupieniu językiem. Szczerze, to wyglądał zabawnie z taką miną.
- I co? Masz? - spytałem
- Mhm. Mam go.
Oblizał powoli usta, po czym dał mi urządzenie. Dostrzegłem na ekranie mały, czerwony, migoczący punkt, który znajdował się w jednym miejscu.
- Więc są w...? - spojrzałem na Harry'ego z uniesioną brwią.
- Ta mapa - wziął do ręki papier i przystawił mi praktycznie do twarzy - To jej kopia. Gdy będą się przemieszczać, możesz zobaczyć na tej mapie gdzie dokładnie jadą. Liam próbuje dopracować, by w systemie wyświetlało miejsce, więc sądzę, że wkrótce mapa nie będzie potrzebna.
- Dobra, dobra, rozumiem. - wywróciłem oczami
Wziąłem Stylesowi mapę i zacząłem szukać miejsca ich położenia na niej.
- Jeśli się nie mylę, są na Holloway. - mruknąłem
Dokładnie porównałem obie mapy i... Tak, właśnie tam są.
- Co?! - usłyszałem za plecami
Odwróciłem głowę, by spojrzeć na Nathalie stojącą na schodach z rozdziawionymi ustami.
- Przecież tam mieszka Nathan i Amelie! Co jeśli im coś zrobią? - histeryzowała
- A może... Pojechali tam właśnie do nich specjalnie, by coś odebrać. - odezwał się Zayn
- Cóż, mamy jedno wyjście, żeby się tego dowiedzieć; pojechać tam. - oznajmił Harry
________________________________________________
Yuk, ten nie jest lepszy od poprzedniego ._.
Mam jednak cichą nadzieję, że nie zawiodłam aż tak bardzo :\
Cóż, kolejny w... Dobra, 11 wrzucę w Piątek/Sobotę. Love you all <3
PAMIĘTAMY O HASHTAGU #FearHellFF Moje konto to @Hazzanator_PL.
Czekam na tweety od was, ludzie!
Weronika xo

Rozdział 9.

 *Perspektywa Lou*
- Jasna cholera, nie odbiera! - warknąłem.
- Może jest w szpitalu, ale w innej sali albo... Ktoś inny ją odebrał. - mruknął Harry, nerwowo stukając butem o drewnianą podłogę.
Mimowolnie zamachnąłem się i z impetem rzuciłem komórką w ścianę. Roztrzaskała się na kilkanaście kawałków. Usiadłem obok Harry'ego, podparłem łokcie o kolana, a twarz schowałem w dłoniach.
- Może jest u Irwina?
Przetarłem zmęczone oczy opuszkami palców i spojrzałem na niego z ukosa.
- Po co miałaby tam wracać? A może jest u George'a? - wywróciłem oczami.
Nie mogłaby być u niego. Poza tym... Nie. To wykluczone. A co do Irwina; nie wydaje mi się. Chociaż jest to możliwe.
- Ja jadę do Irwina, a ty do Sykesa. - mruknąłem od niechcenia.
Wolę widzieć Ashtona niż zasraną mordę Nathana. To jest skończony...
- Przestań już go tak wyklinać. - westchnął Harry.
Prychnąłem pod nosem, zrywając się z miejsca. Bez namysłu wsiadłem do samochodu i pojechałem w kierunku domu Asha. Droga nie trwała specjalnie długo, gdyż jechałem jak wariat, mijając trąbiące na mnie samochody. Z impetem zatrzasnąłem drzwi i zacząłem pukać... Nie. Zacząłem walić w drzwi. Nie mam pojęcia która była godzina, ale chyba dość wcześnie.
Po chwili drzwi otworzyły się, a za nimi stał ten blondyn z kolczykiem w wardze. Jak on miał?
Lenny? Larry?
- Gdzie jest Nathalie?
Chłopak ziewnął ospale, wywołując u mnie poirytowane westchnięcie.
- Nie ma jej u nas.
- Nie kłam. - wycedziłem, przez zaciśnięte zęby.
- Nie kłamię. Nie było jej tu od imprezy. Poszukaj jej gdzie indziej,
Cóż... Irwin to całkiem równy chłopak, w miarę uczciwy, więc może i serio jej tu nie ma.
- Dzięki. - burknąłem i wróciłem do samochodu.
Ostatni raz spojrzałem na zamknięte drzwi i odjechałem. Pod domem zamiast wysiąść, siedziałem na miejscu, zastanawiając się gdzie ona może być. Walnąłem rękami w kierownicę, jęcząc przeciągle. W końcu wysiadłem mozolnie z pojazdu i równie powoli wszedłem do domu.
Uniosłem wyżej głowę, by zobaczyć postać odwróconą do mnie tyłem. Momentalnie moje oczy rozbłysły. Rzuciłem się na kruchą sylwetkę dziewczyny, miażdżąc w uścisku. Poczułem jej małe dłonie na moich przedramionach, które owijały jej brzuch. Odepchnęła mnie i nie dając mi nawet chwili na zorientowanie, co się dzieje, odwróciła się z prędkością światła i przycisnęła swoje wargi do moich.
- Kochanie... Gdzie byłaś? - wymruczałem, gdy odsunęła się ode mnie.
Nagle puściła mnie i cofnęła o dwa kroki, spoglądając na mnie niepewnie.
- Ja... Ja n-nie wiem. - wyszeptała.
Zmarszczyłem brwi, nie do końca rozumiejąc jej odpowiedź. Mimo to znowu przycisnąłem ją do siebie, szczelnie zamykając w uścisku, jakby bojąc się, że znów mnie opuści. Nie pozwolę na to, nie mogę jej zostawić. Nie może być sama po raz kolejny.
- Słuchaj, polecimy gdzieś na wakacje, które należą się zwłaszcza tobie. - założyłem pasmo włosów za jej ucho, po czym spojrzałem w oczy. - Hiszpania? Kanary? Miami? Los Angeles? Rio? Hawaje? Gdziekolwiek będziesz chciała. Dla ciebie pójdę na koniec świata.
- Z tobą nawet tutaj jest pięknie.
Mimowolnie uśmiechnąłem się szeroko. Brakowało mi jej.

***
*Perspektywa Nathalie*
- Więc? Co znalazłaś? - spytał, siadając gwałtownie obok mnie.
Uśmiechnęłam się lekko na jego rzadko spotykany zapał i optymizm
- Sama nie wiem. Chyba tak. - wzruszyłam ramionami.
Szatyn ucałował soczyście mój policzek i wrócił wzrokiem do ekranu.
- Podoba mi się ten. - wskazał na jeden z budynków.
- Jest ogromny i strasznie drogi.
- Hey! Nie martw się o pieniądze. Wiesz, że ich nie braknie. Jest piękny i będzie tylko dla nas. - wyszeptał do mojego ucha.
Skrzywiłam się nieznacznie na jego słowa; nie lubiłam, gdy wydawano na mnie masę pieniędzy. Czułam się okropnie, zwłaszcza, że robiła to osoba, która nie chciała przyjąć zwrotu. Rozpieszcza mnie, jak nie wiadomo kogo.
- Kochanie, mówiłem, żebyś się tym nie przejmowała. Liczysz się tylko ty i ja.
Chwycił mój podbródek, uniósł nieco ku górze i musnął swoim nosem o mój. Zmarszczyłam go, przez co chłopak zaśmiał się cicho.
- Kocham cię. - szepnęłam.
- Ja ciebie też. Bardziej niż cokolwiek i kogokolwiek.
Westchnęłam i wróciłam do przeszukiwania hoteli. Wreszcie natrafiłam na coś, co mnie zainteresowało; żaden hotel, apartament, lecz normalny, ładny, zadbany dom dwupiętrowy.
- Tutaj? - usłyszałam trochę zdziwiony głos niedaleko mojego ucha.
- Tak, jest piękny.
- Nath, jedziemy z całą ekipą. - jęknął przeciągle. - Wiadomo, że będziemy mieć także czas tylko dla siebie, ale oni uwielbiają duże, przestronne miejsca z dobrą obsługą. Ale jak chcesz polecimy sami.
- Nie! Każdy zasługuje na wakacje. - fuknęłam. - Znalazłam jeszcze jedno miejsce, które bardzo mi się spodobało. Jest... Nowoczesne i oryginalne.
- Co tylko zechcesz, księżniczko. - uśmiechnął się, opierając głowę o zagłówek łóżka.
_____________________________________________
Ja nie wytrzymam.
Przepraszam, 
Przepraszam, 
I jeszcze raz PRZEPRASZAM.
Miałam wrzucić go wczoraj, jak zawsze, jednak miałam tyle na głowie, że zapomniałam, a także nie zdążyłam :c
Proszę wybaczcie mi. 
Kolejna sprawa...
Cztery. Cztery komentarze pod poprzednim rozdziałem. Na prawdę? Ludzie, miałam nadzieję, myślałam, że jednak wam się to podoba czy coś, a wy mnie opuszczacie ;-( Strasznie mnie to smuci. Bardzo ładnie was proszę o komentarze, dajcie znać, że jesteście ;c
Dalej.
Ten rozdział jest niesamowicie krótki i nudny, jak flaki z olejem, więc zaraz wrzucam wam kolejny. BARDZO was proszę skomentujcie 10 rozdział! Dajcie o sobie znać! :c
Kocham was i czekajcie jeszcze dzisiaj na 10.
Bye!
Weronika xo

piątek, 13 marca 2015

Liebster Awards #2

Heh, kolejna nominacja :D Serdecznie za nią dziękuję W Swoim Rodzaju, która pisze tego oto bloga: http://thalia-this-is-me.blogspot.com/ x

1. Jak masz na imię?
Weronika :)

2. Ile masz lat?
Piątego kwietnia już trzynaście.

3. Masz jakieś hobby?
Mam i to nie jedno ;) Kocham pisać, czytać, tańczyć, śpiewać (czyt, wyć do księżyca), grać na pianinie i gitarze, nałogowo oglądać Fast & Furious, a co najważniejsze... Słuchać muzyki, która jest całym moim życiem! :D

4. Co sądzisz o związkach partnerskich osób tej samej płci?
Oczywiste jest, że toleruję pary homoseksualistów. Przecież to również są ludzie, posiadający uczucia, a nie jacyś odmieńcy. Tacy się urodzili i trzeba to akceptować. Absolutnie mi oni nie przeszkadzają. Poza tym serce nie sługa, każdego trzeba szanować niezależnie od orientacji, wieku czy płci, prawda?

5. Co wolisz kawę czy herbatę?
Zdecydowanie herbatę.

6. Ulubiony aktor i dlaczego? :D
Mój ulubiony aktor? O matko, nie umiem wybrać pomiędzy Paulem Walkerem a Evanem Petersem. Kocham obu *-* Cóż, Paul świetnie grał, był fenomenalnym aktorem, obejrzałam każdy film z nim i po prostu każdy z nich uwielbiam :) A Evana kocham, ponieważ... Oj, no ludzie! Evan to Evan, jego się, cholercia nie da nie kochać! :D Poza tym gra w AHS <3

7. Wolisz komputer czy telefon?
Zależy co mam do zrobienia, prawda? Muszę zadzwonić czy napisać do kogoś, jasne, że telefon, ale jeśli mam użyć jakiegoś programu, to tylko i wyłącznie komputer. Zależnie od sytuacji ;)

8. Ideał chłopaka?
Mam wielką słabość do brązowych oczu, pięknego uśmiechu, dołeczków w policzkach, romantyzmu i poczucia humoru :D A mój ideał chłopaka to Ashton Irwin <3

9. Co ci się podoba w sobie? ^^
Hmm... Myślę, że są to moje oczy i postrzeganie świata; jestem czasami strasznie pozytywna, zwariowana i podobno mam niezłe poczucie humoru i umiem się dobrze bawić. :)

10. Wolisz horrory czy komedie i dlaczego?
Zdecydowanie wolę komedię. Głównie dlatego, że moja bujna wyobraźnia płata mi figle po horrorach. A na komedii mogę się pośmiać, co bardzo lubię.

Moje pytania:
1. Jaką cechę najbardziej cenisz w człowieku?
2. Kto jest ci najbliższą osobą?
3. Co robisz, by poprawić sobie humor, gdy jesteś smutna?
4. Jakieś ukryte talenty? ;)
5. Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
6. Oceniłaś kiedykolwiek człowieka po wyglądzie?
7. Opisz siebie w 3 słowach.
8. Ulubione fanfiction? c:
9. Piosenka, przy której zdarza ci się płakać?
10. Jakiego rodzaju muzyki słuchasz najczęściej?

Nominacje:
1. http://upadla-i-lowcy.blogspot.com/
2. http://dontremember-fanfiction.blogspot.com/

Tak, dzisiaj tylko dwie osoby, ponieważ nie czytam wielu blogów; większość na wattpadzie, a nie będę już mieszać :) x
Do poniedziałku, skarby! ;*
Weronika xo

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 8.

- I? Co z nią? - westchnąłem. - Jak się czuje?
- Jej organizm jest wystarczająco silny, by znieść taką dawkę, będzie dobrze. Przeczyściliśmy na wszelki wypadek jej żołądek i jamę nosową, więc niebawem powinna poczuć się lepiej. - oznajmił lekarz poważnym, jak dla mnie sztywnym tonem.
- W której jest sali? Chcę ją zobaczyć.
- Skoro już tu jest, zrobimy kilka badań, a po nich będzie mogła wrócić do domu. Niech pan usiądzie i poczeka.
Mimowolnie przewróciłem oczami, lecz usiadłem na drewnianej ławce. Nie chciałem wiele - zobaczyć ją. Dowiedzieć się czy wszystko z nią w porządku.
Przeszklone drzwi szpitala otworzyły się, a do środka weszli mundurowi... Mhm, się zacznie. Rozglądnęli się po pomieszczeniu. Usiadłem wygodnie z rękami założonymi za głową. Gdy wreszcie dotarli wzrokiem na mnie, zamienili ze sobą kilka słów, nie spuszczając ze mnie spojrzenia i zmierzyli w moją stronę, a na moich ustach wymalował się cwany uśmiech.
- Tomlinson? - spytał czarnoskóry policjant.
Ah, czyli nie znają mojego imienia. Nadal jestem Thunder Tomlinson.
- To zależy. - spojrzałem na niego z dołu pewnym siebie wzrokiem, a on rzucił mi wściekłe spojrzenie. - Czego chcecie, jeśli można wiedzieć?
- Zostaje pan aresztowany. Może pan za...
- Daruj sobie tą dziecinną formułkę! - machnąłem lekceważąco ręką.
Miałem do czynienia z policją przez lata. Wiedziałem co mogą, a czego nie. Co potrafią, jak szybcy są, jak dobrze umieją prowadzić samochód. Jak często na prawdę używają broni, a o tym przekonałem się na własnej skórze. Wciąż na ramieniu mam bliznę po Colcie, którego sam czasami używałem. Była to najprostsza broń.
- Słuchajcie mnie uważnie. - wskazałem palcem na nich. Obaj tak samo zdezorientowani. Chyba nie mają pojęcia do kogo mówią. - Jeśli nie wiecie kim jestem, radzę włączyć telewizor i posłuchać wiadomości. Może wtedy zmądrzejecie. - prychnąłem, wiedząc, że tak się nie stanie. - A teraz przepraszam was bardzo, ale mam sprawę do załatwienia.
Wstałem z ławki i zacząłem kierować się... W sumie to nie wiem gdzie. Byle z daleka od nich. Nagle poczułem z tyłu swojej głowy zimny metal. Aha, ktoś tu jednak się odważył.
- Ręce do góry.
Z szerokim uśmiechem powoli uniosłem dłonie na wysokość swojej głowy.
Moje dłonie zostały sprowadzone na plecy i skute. Pewnie myślą, że to koniec... A zabawa dopiero się zaczyna. Jednym w miarę sprawnym ruchem, który miałem niestety ograniczony do pewnego stopnia, uderzyłem czarnoskórego w krocze. Nie był dobrze zbudowany, powiem wręcz, że... Gruby.
Zgiął się w pół, a ja chwyciłem wylatujący z jego dłoni pistolet. Kajdanki bez problemu rozerwałem.
Spluwę przyłożyłem do głowy policjanta kulącego się na podłodze, a wzrokiem lustrowałem drugiego. Był przerażony, ale zachował profesjonalną minę. Wyjął drżącą ręką broń zza paska, a mój uśmiech się tylko poszerzył. Kątek oka zauważyłem, że czarnoskóry próbuje wykonać jakiś ruch. Zamachnąłem się, a moja noga zamaszyście uderzyła w jego brzuch. Z jego ust wydobył się niekontrolowany, zduszony kaszel.
- Odłóż broń. - warknąłem.
Mężczyzna po chwili namysłu powoli odłożył pistolet na kafelki.
- Kopnij.
Po chwili Colt znajdował się tuż przy mojej nodze.
Zerknąłem przez ramię co się dzieje wokół. Przerażeni pacjenci, jak i inni ludzie siedzieli prawie skuleni na ławkach lub przyciśnięci do ściany, myśląc, że ich nie zauważę. Bezradna recepcjonistka chwyciła telefon drżącą ręką i już miała coś wcisnąć, lecz mój krzyk jej chyba w tym przeszkodził:
- Odłóż to natychmiast!
Przestraszona dziewczyna położyła słuchawkę na blacie i odsunęła się w tył. Ochrony tu nie ma? Tym lepiej dla mnie. Chwyciłem jakże cierpiącego policjanta za mundur i dosłownie wyrzuciłem ze szpitala, kierując broń w stronę drugiego. Ale zanim się zorientowałem powiadomił psiarnię o sytuacji. Jest źle, ale mogło być gorzej.
- Sukinsyn. - warknąłem
Wymierzyłem broń w jego głowę i nacisnąłem spust, a nagły dźwięk wypełnił cały budynek, rozchodząc się po nim echem. Ciało mężczyzny padło na ziemię, a z niewielkiej dziury w jego czole sączyło się mnóstwo krwi, barwiąc przy tym białe kafelki. Ta chwila, kiedy ktoś przez ciebie umiera jest... Niezwykła. Twój słuch jakby zamiera, a wzrok utkwiony jest na ofierze. Nagle dotarł do mnie pisk kobiet, płacz dzieci, rozszalałe bieganie jak najdalej ode mnie... Po prostu chaos. A do tego doszedł jeszcze dźwięk syren policyjnych. Oh, tak. Teraz się zacznie pościg.
Wybiegłem z budynku, chowając broń do kieszeni i wsiadłem do samochodu. W szpitalu się nie ukryję za cholerę. Wrócę po Nathalie w nocy.
 Odpaliłem silnik. Niewiele czasu zajęło mi rozpędzenie się do 180km/h. Przyciskałem pedał coraz bardziej, zmieniając co chwilę biegi i patrząc w lusterko. Jechali za mną. Na pewno nie jeden radiowóz. Zaczęli mnie doganiać tymi miernymi samochodzikami. Przyśpieszyłem jeszcze bardziej, tym samym dochodząc do 230hm/h.
 Widząc ostry zakręt, do którego się zbliżałem, odruchowo spojrzałem w lusterko. Nadal mnie ścigali, jeśli można to tak w ogóle nazwać. Ku ich zdziwieniu zwolniłem. Boże, nie sądziłem, że tak łatwo ich oszukać. Jeden radiowóz jechał szybko, starając się wyminąć mój samochód.
- Mnie się nie wyprzedza.
Obróciłem kierownicę, a mój samochód z wielką siłą uderzył w bok radiowozu, który dachując poleciał w stronę jakiegoś potężnego budynku. Cóż, ktoś musi tu ucierpieć. A tym kimś nie będę na pewno ja. Nie dam się złapać tym razem, bo po co? Zawsze uciekałem i tym razem też to zrobię. W ostatniej chwili udało mi się wjechać w zakręt, tym samym nieco gubiąc policyjne samochody.
 Wystarczyło kilka pętel, by ich zgubić. Wjechałem do blaszaka, po czym zamknąłem go. Blaszakiem nazywamy ogromny, srebrny, blaszany, jak sama nazwa wskazuje... Garaż. No albo coś na jego podobieństwo. Wygląda raczej jak jakiś stary magazyn, ale jest w miarę porządny. W jednym z kilku takich właśnie blaszaków mamy warsztat. Według nas - najlepszy w całym Londynie, ze względu na jego wyposażenie i ludzi. Jest profesjonalny. Mechanicy, a mówiąc prościej nasi znajomi, są precyzyjni i poważni jeśli chodzi o naprawę i tuning naszych samochodów.
 Wszedłem do drugiego z blaszanych magazynów, gdzie mieliśmy wspomniany warsztat. Trochę zdziwiło mnie, że zastałem tam Josha, Evelyn i Bruce'a.
- Hej. - przywitałem się.
Cała trójka uśmiechnęła się do mnie, odstawiając swoje energizery. Pili je chyba codziennie. Ale jak siedzieli tu od 6 rano do nocy, to im się nie dziwię. Też bym tego potrzebował.
- Dawno cię tu nie było. - zaśmiał się Bruce. - W jakiej sprawie przyszedłeś?
- A no wiesz... Pały mnie goniły. - sapnąłem, drapiąc się po karku.
Cała trójka wybuchnęła śmiechem. Spojrzałem na nich, unosząc jedną brew.
- Chcesz? - spytała Evelyn, podając mi Redbulla.
Wziąłem puszkę, którą z charakterystycznym dźwiękiem otworzyłem, po czym wziąłem kilka łyków. Usiadłem na masce Range Rovera, który należał do... Sam nie wiem kogo.
- Czyj jest ten wóz? - spytałem, kiwając głową za siebie.
- Jakiegoś... Hooda. - Ev wzruszyła ramionami.
Hood... Hood?
- Calum Hood? - zmarszczyłem brwi.
- Chyba tak, a co?
- Przecież to znajomy Irwina. TEGO Ashton Irwina, który prowadzi linię pieprzonych burdeli.
- Może znajdziemy w nim coś ciekawego? - zaśmiał się Josh.
Uniosłem wysoko brwi. Zeskoczyłem z maski i usiadłem na miejscu pasażera. Otworzyłem schowek... Pusty.
 - Kurwa. - mruknąłem. - Nic z tego. Wyczyścił całe auto. Chyba wiedział, że mnie znacie. - zaśmiałem się.
- Hmm, moglibyśmy upuścić przez przypadek chipa gdzieś w samochodzie... - mruknął Bruce, a na jego ustach wymalował się uśmiech.
I tak też zrobili. Nie zajęło im to długo, a ja miałem ogromną ochotę iść do domu, dać Liamowi kod i tylko patrzeć z ciekawością gdzie jadą, ale nie... Zostałem.
***
 Przyznam, że fajnie mi się z nimi gadało, lecz kiedyś trzeba wrócić do domu, nie?
Spojrzałem na zegarek. Cholera, późno. Bardzo późno.
- Dzięki za wszystko, żegnam was i do zobaczenia.
Machnąłem do nich, wychodząc z magazynu. Wsiadłem z powrotem do swojego samochodu i wyjechałem z blaszaka. Kierując się w stronę szpitala myślałem, jak mam ją stamtąd zabrać bez zbędnego narażania się dzisiaj po raz kolejny. Zaparkowałem wóz przy tylnym wejściu, gdzie nie rzucał się tak bardzo w oczy i wszedłem do szpitala. Jak się dowiedziałem Nathalie jest obok sali operacyjnej. Numeru nie pamiętam, ale jak obok to obok. Szedłem pustymi ciemnymi, pustymi korytarzami. Dziwne. Szpital powinien być teraz... Żywy?
 Wreszcie znalazłem operacyjną. Cóż, po bokach sporych drzwi od tej sali, znajdowały się jeszcze dwie mniejsze, drewniane powłoki. Pchnąłem tą po lewej i na mój pech spał tam jakiś chłopak. Westchnąłem i wszedłem do drugiej sali. Tam także jej nie było. 
- Co jest? - szepnąłem pod nosem.
Może jest już w domu? No tak, skoro mnie nie było, to pewnie ją puścili. Wróciłem więc do naszego dachu nad głową.
- Nathalie?! - krzyknąłem, zaraz po przekroczeniu progu.
Ale odpowiedziała mi tylko cisza. Po schodach zszedł półnagi Harry, ziewając.
- Nie wróciła jeszcze ze szpitala.
- Ale... Jej tam nie ma.
______________________________________________________
Witam panie i panowie, jeśli tu jacyś są!
Cóż... Spierdzieliłam, nie no, gorzej; spierdoliłam na całej linii. Jezu, tak chciałam, żeby fajnie wyszedł, a jest taki... No po prostu ujowy!
Kurcze, przepraszam was za to strasznie.
Mam nadzieję, że mi go wybaczycie. :c
Tak poza tym, jeszcze jedna sprawa...
Dlaczego pod ostatnim były tylko 3 komentarze?
Ludzie, załamaliście mnie. 
Co się stało z Zuzą, Marcelą czy Ewą? Zniknęłyście dziewczyny? :C
Smutam i to bardzo.
Mimo wszystko bardzo kocham tych, którzy nadal ze mną są, podziwiam was, haha <3
No to do zobaczenia za tydzień i mam nadzieję, że będzie tym razem więcej komentarzy, miśki! ;*
Weronika xo

poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział 7.

Rozdział dedykuję @Styles_Olesi, której komentarz pod poprzednim mnie powalił. Kocham Cię *-*
NOTKA POD ROZDZIAŁEM!!
*Perspektywa Nathalie*
Ubrana w turkusową spódnicę prawie, że do kolan i białą koszulkę weszłam do domu, z którego dudniła muzyka Avicii'ego. Sporo ludzi tańczyło w salonie, a inni siedzieli na schodach, rozmawiając. Szłam przez zatłoczone pomieszczenie ramię w ramię z Ashtonem, który co jakiś czas posyłał mi tajemniczy uśmiech. Weszłam z Irwinem do kuchni, w której nie było tak wiele osób. Blondyn podszedł do czarnowłosego chłopaka, stojącego za barem.
- Marc! - wykrzyknął w jego stronę
Chłopak obrócił się i spojrzał na niego z szerokim uśmiechem, ukazując swoje białe zęby.
- Dla nas to co zawsze, a dla tej pani... - spojrzał na mnie. - Co chcesz, kochanie?
- Hmm, mogę ci zaproponować Mojito, Pina Coladę, a może Tequila Sunrise. Co powiesz? - spytał Marc
- Niech będzie Mojito. - uśmiechnęłam się lekko w jego stronę
Po chwili Michael stanął obok mnie, pochylając się nad moim uchem.
- Usiądź i poczekaj na nas, dobrze? - powiedział, na co przytaknęłam
Wdrapałam się na wysokie krzesło i oparłam łokcie o szklany blat. Czarnowłosy wlał do czterech wysokich szklanek przezroczystą ciecz, wsypał pokruszony lód i wlał Pepsi.
- Czyli dla ciebie Mojito, tak? - spytał, odwracając głowę w moją stronę.
Pokiwałam twierdząco głową i obserwowałam jak robi dla mnie drinka.
Wyjął z metalowego pojemnika kilka kawałków limonki i wrzucił je do wysokiej szklanki. Z leżącej na parapecie rośliny urwał kilka listków i również je wrzucił. Zmarszczyłam brwi, a on jakby to widząc zaśmiał się.
- Spokojnie, to tylko mięta.
Uśmiechnęłam się, chichocząc pod nosem.
Chłopak wsypał do szklanki dwie łyżeczki brązowego proszku, jak sądzę cukru i dwie łyżki kruszonego lodu. Chwycił butelkę z przezroczystym płynem i wlał niewielką ilość do naczynia. Z czarnej lodówki wyciągnął butelkę zwykłej wody mineralnej i wlał, uzupełniając szklankę do pełna. Po wymieszaniu łyżeczką wszystkiego, na brzeg szklanki nabił plaster limonki, wsadził do szklanki słomkę i postawił przede mną drinka. Nie wyglądał on wyjątkowo, ale skoro mi go polecił, a sama go wybrałam, to czemu nie spróbować? Oplotłam szklankę palcami, zakończonymi paznokciami w kolorze oberżyny, uniosłam ją wyżej i przyłożyłam słomkę do ust. Wzięłam łyka, a zimna, jednocześnie paląca ciecz rozlała się po moim gardle. Orzeźwiające i pyszne. Uśmiechnęłam się w podzięce do Marca, który niemal od razu odwzajemnił ten gest, opierając się o blat za nim. Nim się zorientowałam na moim ramieniu znalazła się czyjaś dłoń. Odwróciłam głowę, tym samym odpychając moje włosy w tył. Po umięśnionej ręce wyjechałam wzrokiem na twarz jej właściciela i uśmiechnęłam się.
- Marc. - blondyn kiwnął głową, a czarnowłosy postawił na szkle przed nim cztery naczynia. - Dzięki. - westchnął.
Kędzierzawy usiadł obok mnie, posyłając mi uśmiech. Chwilę po tym dołączyła do nas pozostała trójka. Teraz całą piątką siedzimy przy barze, opróżniając kolejne szklanki. W pewnym momencie usłyszałam wiwaty, dochodzące z salonu, w którym bawili się ludzie. Zeskoczyłam energicznie z krzesła, czego niemal od razu pożałowałam, tracąc równowagę, ale w ostatniej chwili chwyciłam się baru, stając na równe nogi. Chwyciłam za ramię Ashtona, który pod moim naciskiem - jęcząc - odłożył szklankę i poszedł za mną do salonu. Jeden wielki okrąg znajdował się na środku, a gwizdy rozchodziły się po całym domu.
- Co tam się dzieje? - spytałam, marszcząc brwi
- No, mam kilka teorii. - czknął, chichocząc. Był zalany w trupa. - Seks, narkotyki albo Knife Game.*
- Chcę zobaczyć. - uparłam się
 A jak ja się upieram o coś, to nie ma przebacz. Stawiam na swoim i nie odpuszczam.
Przecisnęłam się między spoconymi ciałami, by mieć widok na to co ich tak interesuje. No i Ashton miał rację - narkotyki. Dwoje chłopaków, niewiele starszych ode mnie, siedziało na kanapie z rulonikami w dłoniach. Na szklanym stole było 6 kresek, utworzonych z białego proszku. Założę się, że to były wyścigi, kto pierwszy skończy. Bacznie obserwowałam całe zajście. Jako pierwszy, który wciągnął wszystko był jakiś chłopak o zielonych włosach i kolczykiem w wardze. Gdy na szkle pojawiły się kolejne sześć kresek na kanapę została wciągnięta dziewczyna o ognistorudych włosach, związanych w dwa kucyki po bokach głowy. Była ubrana na czarno. Obserwując ją nawet nie zorientowałam się, że ktoś chwyta mnie za ramiona i sadza na kanapie, obok niej. Chwila... Że co?! Do ręki wciśnięto mi niewielki rulonik z banknotu... Raz się żyje!
Gdy blond dziewczyna ogłosiła start, bez namysłu pochyliłam się i zaczęłam wciągać proszek nosem. Kiedy skończyłam, rzuciłam rulonik na stół i oparłam się o kanapę, pociągając nosem. Teraz czułam jakby był trochę zatkany, ale nie przeszkadzało mi to. Zeszłam z kanapy, jak mi kazano i na giętkich nogach wyszłam spomiędzy tłumu. Kolory wokół zmieniały się, jak szalone. Różowe, żółte, niebieskie, zielone, czerwone... Wszystko kolorowe. W dodatku zmieniało kształty, gięło się, kręciło... Jak zajebiście!
W momencie, gdy szłam do kuchni dostałam ataku śmiechu.

*Perspektywa Harry'ego*
- No weź już przestań. - jęknął - Nie mam ochoty na żadną imprezę.
- Jasne. - prychnąłem. - Ruszysz szanowne cztery litery i pójdziesz ze mną do Marca. Bez dyskusji. Wiesz, że Anderson robi najlepsze imprezy, a ty wyluzujesz. 
- Dobra. - wywrócił oczami na mój zapał
No co? Nazywają mnie Wiecznym Imprezowiczem. Cóż... Mają rację. Ten pieprzony klimat, zlane, piękne, seksowne dziewczyny, które zrobią wszystko, jak tylko pstryknę palcami. Ah, kocham to. 
 W końcu Tomlinson się zebrał, a Zayn, Perrie, Liam i jeszcze kilka osób czekali na nas w salonie. Zeszliśmy na dół ostatni.
 - Idziemy? - spytałem z szerokim uśmiechem, mając głęboko w dupie niemrawy humor Thundera
Nie sądziłem, że tak zareaguje, kiedy będę go chciał zabrać na imprezę. Zawsze był chętny (czasem bardziej niż ja), a teraz co? "Weź spierdalaj, nie chce mi się".
Wszyscy energicznie przytaknęli na moje słowa, po czym wyszli z domu. Louis zakluczył drzwi i dołączył do nas, siedzących w aucie. Dom Marca był trochę daleko, a po co ryzykować, idąc pieszo w biały dzień?
Jechaliśmy, jak to my - szybko. Teren zabudowany, a Tommo wciska gaz, dochodząc do 140km/h. No bo jak tu nie uwielbiać tej adrenaliny, podczas jazdy? A zabawa zaczynała się dopiero, kiedy usłyszysz koguty policyjne. Mhm, do szczęścia nic więcej nie potrzeba, jak tylko wygranej. Pierwszy przejedziesz metę - masz szacunek. No i oczywiście seksowne panienki w skąpych strojach, szmal z wyścigu... To życie jest piękne.
Tak, piękne dopóki cię nie złapią. Wtedy to koniec kariery. Jakby tak się stało z Louisem, to nie posiedziałby długo w więzieniu. Czemu? No a od czego ma nas? Najlepszych przyjaciół, którzy są najlepsi w tym co robią. Okey, starczy gadki.
Opowiadając sobie kawały, kłócąc się na żarty, docinając wzajemnie, śmiejąc się i wrzeszcząc... Dojechaliśmy. Tak, jesteśmy jebnięci, nawiasem mówiąc. Wysiedliśmy z auta. Dom całkiem spory, ale nie taki, jak nasz. Muzyka bębniła na całego. Położyłem rękę na ramieniu zirytowanego Lou i spojrzałem na niego poważnie.
- Wyluzuj. Będzie super, jak na każdej imprezie. - powiedziałem
- A co z Nathalie? Ja się o nią, do cholery boję! - warknął, strzepując moją dłoń.
Wywróciłem oczami.
- Nic jej nie będzie, uspokój się. Irwin jest w porządku, więc nie masz się o co denerwować.
- Chodź już, a nie udzielaj porad, jak dla kobiety w ciąży, co? - prychnął
Zachichotałem pod nosem, uśmiechając się do siebie. Weszliśmy do salonu; spora grupa tańczących małolatów. Niektórzy schlani, inni naćpani. Wszedłem nieco głębiej w pomieszczenie, a już na swoim barku poczułem czyjąś niewielką dłoń. Westchnąłem i odwróciłem głowę, nieco zniżając wzrok. Dziewczyna. Ale kogo ja się spodziewałem? Geja? Jasne, bo jeszcze orientację zmienię.
Miała długie, ognistorude włosy, duże błękitne oczy, czerwone usta. Jak wszystkie 'kobiety na jedną noc'. Jeśli szuka kogoś na dłuższą chwilę, to źle trafiła. Mimo wszystko uśmiechnąłem się zawadiacko.
- Masz ochotę się zabawić? - szepnęła do mojego ucha
Mój uśmiech się poszerzył, kiedy objąłem ją w talii i skierowałem się w stronę schodów. 


*Perspektywa Lou*

Spojrzałem przed siebie. Harry już zarwał jakąś rudą lalkę. Jeśli mam być szczery, to czasem mnie denerwuje jego zachowanie, ale wtedy sobie przypominam, że sam taki byłem. Inna każdej nocy, ale skończyłem z tym. I myślę, że dobrze zrobiłem.
Wszedłem do kuchni. Znajdując wzrokiem bar, podszedłem do niego. Czarnowłosy chłopak odwrócił się w moją stronę.
- Tommo! - wykrzyknął, przybijając mi piątkę. - Co dla ciebie, chłopie?
- A dawaj co popadnie, ale nie zatruj, gnido. - zaśmiałem się, kręcąc głową.
On jest tak optymistyczny, jak... Niall. Cholera, czasami aż tęsknię za jego durnymi numerami i ogólnie za jego osobą. Nie żałuję tego, co mu zrobiłem. Słodka mordka nie pomoże. Nie w moim przypadku.
Usiadłem na krześle barowym i spojrzałem w lewo. Widząc lokatą, blond czuprynę zmarszczyłem brwi. Czy Nathalie nie miała być z tymi baranami?
- Ashton. - wychrypiałem
Odwrócił się w moją stronę, lustrując mnie wzrokiem. Kiwnął głową na znak, bym mówił, czego chcę. Wiedziałem, że był kompletnie schlany i wysilał się na poważną minę, rozmawiając ze mną. Tak w ogóle, to chyba nie mówiłem kim on jest, nie?
Więc Ashton Irwin to szef kilkunastu, a może kilkudziesięciu burdeli w kraju. No i przy okazji 'łowca' panienek, które dostarcza do swoich domów publicznych. Z wielką chęcią sprałbym mu ryj, ale nie zrobię tego. Nie zaczął z nami żadnej wojny ani nic z tych rzeczy, więc nie widzę powodu, by to uczynić. W sumie całkiem fajny z niego gość. Nie to, że go lubię, ale nie jest sukinsynem. Da się z nim pogadać i można stwierdzić, że go toleruję.
- Gdzie Nathalie? Miała być z wami.
- Hmm... - przybrał zamyśloną minę, a i tak wiedziałem, że się nie zastanawia. - Ah, tak! Mówiła, że idzie do toalety. - mruknął niewyraźnie

Nathalie tu jest? Sama?! Teraz z jeszcze większą chęcią bym mu dopierdolił, lecz tym zajmę się później. W tej chwili muszę znaleźć Nath. 
Zerwałem się z miejsca i pobiegłem na górę, lekko potykając się o ludzi siedzących na nich. Otworzyłem pierwsze, lepsze drzwi - nie znam domu i nie wiem gdzie, co jest. - no a tam... Jakaś para lesbijek obściskujących się na łóżku. Z odruchem wymiotnym z powrotem je zamknąłem. Okey, plan B. Podszedłem do jakiejś blondynki, która stała z czerwonym kubkiem, podpierając ścianę. 
- Łazienka? - kiwnąłem głową na drzwi obok niej.
Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na mnie. W jej oczach widziałem strach. I dało się to poznać po trzęsących się dłoniach, z których o mało nie wypadł plastikowy kubek. Szybko przytaknęła głową i natychmiast odsunęła się nieco dalej, jakby... Wpuszczając mnie przed nią. No cóż, lubię uczucie, kiedy ktoś się mnie boi, ale teraz to przesada. Przecież nic bym jej nie zrobił.
Ale skąd miałaby to wiedzieć?
Racja...
Zapukałem w drzwi łazienki. Słysząc bardzo znajomy głos, za którym tęskniłem od samego rana, gdy wyszła z domu, nacisnąłem klamkę, a drzwi otworzyły się. Tak, jak myślałem - była tam. Cała i... Naćpana?!
Chwyciłem ją za ramiona i odwróciłem w swoją stronę, co było głupie, bo z jej nosa sączyła się krew. 
- Boże, co oni ci dali, kochanie? - szepnąłem, jakby sam do siebie, widząc jej rozszerzone do niemożliwych rozmiarów źrenice. 
Odwróciłem ją do umywalki, a brunetka nachyliła się, by czerwona ciecz ściekała do zlewu, zamiast na ubranie i podłogę. Przekląłem w myślach.
Gdy krew przestała ciec, objąłem ją w talii i wyprowadziłem z pomieszczenia jej prawie bezwiedne ciało. Nie mówiła zupełnie nic. Po prostu uśmiechała się pod nosem, co jakiś czas chichocząc. Mimo, że kochałem ten słodki chichot, teraz był on nie na miejscu. Była. Kurwa. Naćpana. 
Przewiesiłem ją sobie przez ramię i jak najszybciej wyszedłem z tego przeklętego domu. Z jednej strony cieszę się, że Harry mnie wyciągnął na tą imprezę, bo nie wiem co by się stało gdyby mnie tam nie było. A z drugiej... Kurwa mać, nienawidzę takiego typu domówek - z narkotykami. Ostrożnie ułożyłem ją na przednim siedzeniu, zapinając jej pasy. Do wypadku dojść nie mogło, nie pozwoliłbym na to po raz drugi. Wsiadłem za kierownicę i odpaliłem silnik.
To wypadku nie mogę doprowadzić, a jadę jak wariat!
Jak najszybciej dojechaliśmy do szpitala... W którym jest policja... Szukająca mnie...
A chuj, teraz liczy się tylko ONA i JEJ ŻYCIE, a nie to czy trafię za kratki. Wbiegłem z nią na rękach do budynku, ryzykując przy tym bardzo dużo.
______________________________________________________
*Knife Game - dość popularna gra, której zasady są banalne; nożem lub innym ostrym przedmiotem dźgasz powierzchnię między palcami, coraz bardziej zwiększając tępo. Gra kończy się, gdy zranisz dłoń. (czyt. będziesz musiał jechać do szpitala, bo odciąłeś sobie pół ręki)

Hej, kociaki!
Udało mi się O DZIWO nie spóźnić z rozdziałem
Teraz w szkole mam taki zapier... 
Hmm, zapieprz, że uczyłam się odkąd z niej wróciłam :P
Jutro dwa testy + dwie kartkówki. Pomocy!
Ja nie wiem czy wyrobię w pisaniem! ;-;
Ostatnio wena mnie opuściła i trochę mnie przeraża myśl zawieszenia Fear :c
Z góry przepraszam, jeśli was zawiodę, co zrobiłam już nie raz ._.
Jejku, kocham was za to, że ze mną jesteście i tak bardzo wspieracie, jesteście the best *-* Na prawdę, mam najlepszych czytelników na calutkim świecie, nie zasługuję na was <3
Lots of Love i do następnego ;*
Weronika xo
PS. W następnym niezła akcja w wykonaniu Thundera! ;D

niedziela, 1 marca 2015

Liebster Awards!

Hej! Nie, to nie rozdział, jak zdążyliście zauważyć ;) Pojawi się on jak zawsze w poniedziałek :D
Teraz pora na pierwsze LA w Hell. Serdecznie dziękuję Nataszy za nominację ;*

1. Twoja ulubiona piosenka i dlaczego?
Ah, z tym zawsze mam problem ;) Ale moja AKTUALNIE ulubiona piosenka to My Heart Will Go On w wykonaniu Celine Dion, którą na pewno zna każdy głównie z filmu Titanic. 
Na razie jest moją ulubioną chyba dlatego, że jej melodia, słowa i po prostu jej całokształt są dla mnie bardzo inspirujące. Jest piękna i z chęcią przy niej piszę, jak i czytam. 

2. Co sądzisz o ludziach, którzy robią sobie listę "Rzeczy, które muszę zrobić przed śmiercią"? Posiadasz taką?

Sądzę, że tacy ludzie wiedzą, czego chcą i dążą do tego. Według mnie to świetne, aczkolwiek ja nie posiadam takiej listy.

3. Jesteś wierząca?

Niestety, a może i stety, ale nie jestem.

4. Jaki jest twój ideał chłopaka? ;D

Hah, nie zastanawiałam się nad tym. Ale moją słabością u chłopaka są na pewno dołeczki i brązowe oczy *-* Tak więc podaję przykład mojego ideału: Ashton Irwin <3

5. Jakie masz fobie?

Arachnofobia (tak, tak, Wera się boi pajączków) i aerofobia, czyli lęk wysokości, haha.

6. Gdybyś mogła wybrać sobie jakąś moc to jaka by to była i dlaczego? :D (Np. latani
e)
No na pewno nie latanie, co wynika z poprzedniej odpowiedzi ;D Myślę, że byłaby to niewidzialność. Cóż, przydałaby się ona w wielu sytuacjach.

7. Twój ulubiony cytat to?
Rzeczy się zmieniają, ludzie się zmieniają, ale ty bądź zawsze sobą, zostań prawdziwy dla siebie i nigdy nie poświęcaj siebie dla kogoś.

8. Co robisz kiedy wena cie opuszcza?

Oglądam filmy, dużo filmów, a słucham jeszcze więcej piosenek angielskich, których tekst sobie tłumaczę, gify, otaczający mnie świat. Ze wszystkiego staram się czerpać inspirację. Np. spojrzę na stary, opuszczony budynek, stojący obok mojego bloku i już coś mi się roi w głowie! :D

9. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Turkusowy.

10. Spotkałaś dżina i masz prawo do trzech życzeń. Jakie są twoje życzenia?
Moc niewidzialności, zwykłe, ludzkie spotkanie swojego idola, z którym mogłabym zwyczajnie porozmawiać i... umiejętność cieszenia się z każdej najmniejszej rzeczy, bycie mega pozytywnym!

11. Czy chciałabyś cofnąć się w czasie i zmienić niektóre rzeczy w swoim życiu?
Tak, zdecydowanie tak.

A oto moje pytania:
1. Z czego czerpiesz inspirację do pisania?
2. Wiążesz jakkolwiek swoją przyszłość z pisaniem?
3. Jaki jest artysta, którego piosenki najbardziej do ciebie przemawiają?
4. Masz jakieś hobby? Jeśli tak; jakie?
5. Jaka jest twoja ulubiona książka?
6. Co sądzisz o homoseksualistach? Tolerujesz ich? (jakie z kontekstu pytanie xd)
7. Twój ulubiony słodycz? ;D
8. Gdzie chcesz być w tym roku na wakacjach?
9. Jaka jest twoja samoocena? (co myślisz o sobie? W czym jesteś dobra/y, a w czym nie?)
10. Co chcesz w sobie zmienić?
11. Co lubisz robić w wolnym czasie?

No i teraz nominacje:
1. http://dontremember-fanfiction.blogspot.com/
2. http://www.wattpad.com/story/30998475-wszystko-czego-pragniesz
3. http://arabella-fanfic.blogspot.com/
4. http://karmelkowe-blogowanie.blogspot.com/
5. http://cheeky--fanfiction.blogspot.com/
6. http://www.wattpad.com/story/31926261-haker-ii-l-t
7. http://standbymeff.blogspot.com/
8. http://extraordinary-diary.blogspot.com/
9. http://www.wattpad.com/story/29535124-survival-z-m
10. http://www.wattpad.com/story/28957394-no-l-h-%26-h-s

Wiem, że trze'a 11, ale nie udało mi się :P