poniedziałek, 27 kwietnia 2015

ROCZNICA BLOGA!

Uwaga, uwaga, uwaga!
2 Maja jest rocznica Fear!
Z tej właśnie okazji chciałam urządzić wam takie urodzinki na blogu :3
Więc mam w planach:
1. Wrzucenie 2 rozdziałów w tym dniu.
2. Zrobienie wywiadu ze mną i/lub z wybranym bohaterem.
3. Wrzucenie jakiegoś krótkiego imagina z bohaterami Fear.
4. Wrzucenie imagifów.
5. "KONKURS"!!!
Mam do was wielką prośbę; prześlijcie mi jakieś wasze rysunki, filmiki, szablony, cytaty, no cokolwiek tylko zechcecie, byleby trzymało się ogólnie Fear. Jeśli przyślecie - wstawię na bloga, oczywiście.

A TERAZ RZECZ KOLEJNA!
MÓJ E-MAIL: weronika.rogoda@outlook.com
TWITTER: mój - @Hazzanator_PL
Twitter fanfiction - @Fear_Hell_FF (tu pojawiają się głównie spoilery do rozdziałów)

SKOMENTUJCIE TEN POST, MÓWIĄC MI KTO COŚ WYŚLE LUB Z KIM CHCECIE WYWIAD.
Buziaki xx

sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 15.

*Perspektywa Nathalie*
Wskoczyłam na łóżko, klęcząc nad Louisem, który momentalnie otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Gdy ujrzał moje uradowanie, uśmiechnął się i spytał:
- A coś ty taka szczęśliwa dzisiaj, hm?
- Mogę już wchodzić do basenu.
- Skończyły ci się te męczące dni?
Przytaknęłam. Pochyliłam się, umieszczając dłonie na obnażonej klatce chłopaka, a usta na jego wargach.
- To co? Idziemy gdzieś dzisiaj?
- Jasne - odparłam - Ale gdzie byś chciał?
- Cóż... - spojrzał na przeszklone drzwi, za którymi znajdował się obszerny balkon, a na nim jacuzzi. - Z tobą wszędzie byłoby pięknie - westchnął - Może pójdziemy do Undergound Paradise?
- Co to?
- Klub, kochanie - uśmiechnął się - Najlepsza sieć w Ameryce.
- Louis, nie lubię, jak wydajesz na mnie majątek - skrzywiłam się.
- Nathalie Moore, przestań z tymi pieniędzmi. Jesteś o wiele więcej warta niż te papierki. Jesteś bezcenna. Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko. Dam ci, czego tylko zapragniesz. Zrobię cokolwiek zechcesz. Nie martw się o sumę. Kocham cię.
Zacisnęłam oczy i zwiesiłam głowę, nie chcąc by po raz kolejny zrobił to, czego nienawidzę.
- Spójrz na mnie - mruknął tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Widząc, że ani drgnę, chwycił mój podbródek i uniósł głowę, a moje wzrok skrzyżował się z jego magnetycznym, hipnotyzującym spojrzeniem.
- Dobrze?
Bezwiednie przytaknęłam. Czułam się ogłupiona, niczym po narkotykach.
- Nie rób tego.
Ponownie zacisnęłam oczy i przycisnęłam palce do skroni, które pulsowały coraz mocniej z sekundy na sekundę.
- Przepraszam, skarbie. Kocham cię.
Dotknął dłonią mojego policzka i ucałował w czoło, po czym posadził mnie na łóżku, a sam z niego zszedł. Westchnęłam i usiadłam na brzegu materaca. Spojrzałam na szatyna, stojącego przed oknem, z skrzyżowanymi dłońmi za plecami. Podeszłam do niego i ułożyłam rękę na ramieniu, a on odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się. Wiedział, że nie potrafię się na niego gniewać długo. Lecz to nie zmieniało faktu, że byłam zawiedziona. Obiecał tego nie robić. A zdarza się to częściej niż powinno. Chłopak objął ramieniem moją talię i przycisnął do swojego torsu, całując w czubek głowy.

***
Przeskakując z nogi na nogę, patrzyłam na kilka grupek ludzi w moim wieku i starszych, wyglądających na bogatych; drogie ubrania, pewna siebie postawa, arogancja. Tego im nie brakowało.
- Nath.
Odwróciłam od nich wzrok i spojrzałam na Louisa, który wyglądał, jakby na mnie czekał.
- Idziesz? - uśmiechnął się
- Jasne.
Gdy drzwi się otworzyły, do moich uszu dotarła głośna muzyka, a nozdrza wypełnił smród alkoholu wymieszany z potem i nikotyną. Ciężka, metalowa powłoka zamknęła się za nami, a ja miałam wrażenie, jakby odcięli nas w ten sposób od świata. Tak, to był inny świat.  
Dzika impreza i tyle, idiotko, upomniał mnie głos w głowie. Cóż, miał rację.
Zeszliśmy po schodach wyłożonych po środku czerwonym dywanem. Było ciemno. Jedynie jaskrawe reflektory oświetlały pomieszczenie. Był to dość typowy klub, lecz ekskluzywny. Czarne, skórzane sofy ze kryształami, nieskazitelnie białe stoliki, fioletowe ściany, czarna podłoga, podświetlany bar. Wszystko wyglądało tak... Drogo, ekskluzywnie i po prostu genialnie. Aż ciężko było oderwać wzrok od tego wszystkiego. Zajęliśmy jeden z większych stolików w rogu. Kanapa była w kształcie kwadratu, któremu brakowało jednej ze ścian. Usiadłam w kącie. Po mojej lewej Harry, a po prawej Louis. A jakby inaczej? Zawsze, gdy wychodziliśmy gdzieś razem, oni zachowywali się, jak... Jak moi ochroniarze, bo nie chcę używać słowa niańka. Bruce razem z Alexem zamiast usiąść, stali i czekali na nie wiem co.
- My idziemy po drinki - krzyknął Alex, zagłuszając muzykę.
Niebieskooki, siedzący obok mnie przytaknął i zaczął gestykulować dłonią, a oni również skinęli głowami i odeszli w stronę baru. Marszcząc brwi spojrzałam pytająco na mojego towarzysza, lecz on tylko się uśmiechnął.. Nie odezwał się ani słowem. Przerzuciłam wzrok na niewielki tłum tańczących ludzi. Co było najgorsze w tym klubie? Striptiz. Dokładnie.
Naprzeciwko długiej lady była scena. A dokładniej trzy podesty ze srebrnymi rurami na środku. Jeden był z przodu, a dwa nieco dalej. Dziewczyna o długich blond włosach, ubrana w skąpy czerwony strój, przyozdabiany jakby brokatem wiła się - bo tego tańcem nazwać się nie dało - wokół rury i zbierała banknoty od wiwatujących jej mężczyzn. Zaś za nią były jeszcze dwie; po lewej dziewczyna z całymi błękitnymi włosami i złotym strojem, a po prawej czerwonowłosa w czarnym. Wszystkie były szczupłe, aż za bardzo. Ich żebra były widoczne, podczas owego 'tańca'. To było okropne. Nie wiem, jak można podjąć się takiej pracy. Z zamyślenia wyrwało mnie lekkie szturchnięcie w ramię. Odwróciłam wzrok od nich i spojrzałam na uśmiechającego się do mnie Lou.
- Dlaczego tak na nie patrzysz? - spytał
- To... Straszne. Dlaczego to robią? Dają się wykorzystywać za śmieszne pieniądze.
- Są naiwne i głupie, a wbrew temu, co widzisz także nieśmiałe. Uwierz mi, znam się nieco na ludziach. - zaśmiał się, kiwając głową na boki. - Ty też się tego nauczysz.
- Ale czego dokładnie?
- Postrzegania ledwie widocznych aspektów w ważnych sprawach. W ten sposób będziesz umiała postrzegać uczucia z oczu, mimiki i gestów. Ja jestem w stanie czytać z człowieka, niczym z otwartej księgi. To proste, lecz wymaga treningu - westchnął
W tej chwili Bruce i Alex wrócili z dwoma tacami; na jednej małe kieliszki wypełnione przezroczystym płynem, talerz z limonką i dwie solniczki, a na drugiej kilka kuflów piwa i szklanek z napojami o ciemnoróżowym kolorze.
Każdy wziął swoje i na 'trzy' wypił duszkiem. Praktycznie wszystkich przetrzepały dreszcze - w tym mnie. Jak ja nie lubię meksykańskiej. Zagryzłam paskudny smak zielonym owocem, a moją twarz aż wykrzywiło. Zapewne wyglądałam komicznie - niczym małe dziecko, jedzące pierwszy raz cytrynę. Po chwili Harry podał mi szklankę z bordową cieczą.
- Co to jest? - spytałam, spoglądając w jego oczy.
- Kochanie, to zwykłe piwo z sokiem - zaśmiał się i wziął za swój trunek.
- Typowo babskie, jak zwykł mawiać - dodał Zayn ze śmiechem.
Wzruszyłam ramionami, sama do siebie i wzięłam łyka. Na prawdę, jeszcze nie piłam piwa z sokiem. Rozmawiając z Evelyn i Perrie, powoli sączyłam napój. Odwróciłam wzrok w stronę tańczących na parkiecie ludzi i zauważyłam tylko jedną osobę, a dokładniej chłopaka, który stał tyłem do mnie, opierając się o fioletową kolumnę. Był ubrany w czarne rurki, bluzkę zapewne w tym samym kolorze, lecz nie jestem w stanie stwierdzić, bo została zasłonięta przez czerwoną koszulę w kratę. Przewyższał część nastolatków, był na prawdę wysoki. Ale czemu po prostu stał? Czekał na kogoś? Albo na coś? Nie wiem i nie mam zamiaru się dowiadywać. W ogóle dlaczego ja o tym myślę?
Powróciłam do rozmowy z dziewczynami. Akurat mówiły właśnie o nim. Co w nim takiego jest?
To, że stoi zupełnie sam, podczas, gdy inni tańczą.
Tak, to było to.
- Jak myślisz, Nath? Co to za wysoki kasztanowo-włosy chłopak? Ciekawe czy jest przystojny - rozmarzyła się Ev, a na moich ustach pojawił się słaby uśmiech.
- Ciekawe? To idź sprawdzić - zachichotałam
- Sama? Ty chyba oszalałaś! Nie wiadomo kim jest! Przecież to może być jakiś gwałciciel, morderca czy psychiczny porywacz!
Jej nastrój zmienia się w ciągu sekundy, co pozwala mi stwierdzić, że byłaby w sam raz dla Harry'ego. Zdecydowanie tak, byliby idealną parą - oboje bipolarni i zakręceni.
- Tak, tak. Oczywiście. Chociaż... Kto wie - Perrie wzruszyła ramionami.
- Jak to mówią: no boyfriend - no problem! - wykrzyknęła czarnowłosa.
Perrie i ja wybuchnęłyśmy śmiechem, po czym całą trójką stuknęłyśmy się szklankami.
Nie wiem co mnie podkusiło, lecz odwróciłam głowę w stronę tańczącego tłumu tylko po to, by dostrzec, iż wysoki, dobrze zbudowany chłopak teraz stał przodem do nas. Moje usta rozwarły się szeroko, zupełnie jak oczy.
- Ashton?

***

- Ale ja na prawdę nie wiem co on tam robił! - jęknęłam - Myślałam, że jest w UK!
- Dobra, spokojnie. A może się przewidziałaś? Może to nie był on?
- Perrie, wiem co widziałam. Nie pomyliłabym go z kimś innym - westchnęłam
Blondynka wstała i wyszła z pokoju, a ja padłam na miękkie, śnieżnobiałe poduszki. Może jednak mieli rację? Jemu nie można ufać. Jest szefem tych wszystkich burdeli.
Do moich uszu dotarł charakterystyczny dźwięk otwieranych, następnie zamykanych drzwi. Westchnęłam i wyprostowałam się do pozycji siedzącej.
- Po co przyszedłeś, Potter?
- Co jest za trzy dni? - spytał, całkiem ignorując to, jak go nazwałam
- Myślę, że piątek. Dlaczego pytasz?
- Idiotko, to twoje urodziny! Osiemnaste w dodatku! - krzyknął - Kto nie chciałby obchodzić własnej osiemnastki?!
Mimowolnie podniosłam rękę w górę, po czym ponownie opadłam na pościel. Dzisiaj nie chce mi się robić absolutnie nic. Poczułam na nadgarstku uścisk. Po chwili zostałam podniesiona z łóżka i postawiona do pionu na podłodze.
- Dziewczyno, słuchaj mnie uważnie. Te urodziny to będzie najlepsze, co cię w życiu spotka. Zobaczysz, będziesz chciała tak codziennie. Daję słowo, że to będzie coś wspaniałego.
- No dobrze, wierzę ci - przewróciłam teatralnie oczami - Gdzie Louis?
- Na kuchni, ustala obiad na dzisiaj.
Chwyciłam ramię kędzierzawego, wywlokłam go za drzwi i zamknęłam je na kluczyk. Bez słowa skierowałam się w stronę schodów, pozostawiając skonsternowanego loczka za mną, który po chwili dołączył do mnie. Schodząc co dwa schodki, dotarłam do ogromnej jadalni. Przeszłam przez duże, metalowe drzwi. W ten oto sposób znalazłam się w kuchni, wypatrując Louisa. W końcu dostrzegłam brązową czuprynę. Podeszłam do niego od tyłu i zakryłam oczy. Szatyn zaśmiał się uroczo, chwycił moje dłonie i odwrócił się, po czym zamknął w uścisku.
Owinął ręką moją talię i wyprowadził z jadalni.
- Nathalie, muszę ci coś powiedzieć.
Usiedliśmy w czarnych fotelach, na przeciwko siebie, patrząc sobie w oczy.
- Za niedługo zrobi się niebezpiecznie. Powróci moje dawne życie.
___________________________________________________________
Woohoo! 5 komentarzy pod poprzednim ^^
 Szczerze powiedziawszy jestem nawet zadowolona z tego rozdziału, nie jest najgorszy.
No dobra, akcja powolutku się rozkręca, mam nadzieję, że jeszcze tu jesteście.
A skoro udało wam się dobić do 5 komentarzy, to teraz podnieśmy poprzeczkę:
6 komentarzy = 16 rozdział!
 Ok? Dacie radę? Postaracie się? :c Bardzo was o to proszę. Potrzebuję motywacji, a wiecie chyba, że bez niej nie dam rady pisać, gdyż nie czuję potrzeby robienia tego dla siebie.

Ważna sprawa!

Na twitterze powstało konto fanfiction, na którym będę wrzucała spoilery do rozdziałów i odpowiadała na wasze pytania, jeśli chcecie jakieś zadać. Link do konta: <klik>

środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 14.

W rozdziale scena +18
*Perspektywa Nathalie*
- Nathalie, słońce, wstawaj.
Poczułam na policzku coś ciepłego i miękkiego. Otworzyłam leniwie oczy, ziewając.
- Jesteśmy na miejscu? - spytałam, przeciągając się w fotelu
- Tak. - przytaknął brunet
Cmoknęłam go w policzek, po czym wyszłam z rzędu siedzeń i wskoczyłam na żółtą matę. Na dole stał jakiś mężczyzna ubrany w ciemnozielony garnitur z czapką pilota. Zakładam, iż to właśnie on. Uśmiechnął się i wystawił w moją stronę dłoń, którą od razu ujęłam i wstałam z maty. Za mną zjechali kolejno: Adam, Alex, Chris, Evelyn, Josh, Bruce, Perrie, Zayn, Liam, a na końcu Louis i Harry, popychając się i śmiejąc, na co uśmiechnęłam się szeroko. Mężczyzna odprowadził nas do... O Chryste, limuzyny!
- I-ile ty za nią zapłaciłeś? - zwróciłam się do Louisa
Spojrzał na mnie, śmiejąc się, po czym objął w pasie.
- Tylko kilka tysięcy.
Moje oczy wzniosły się ku górze, gdy usłyszałam odpowiedź. Tylko?
 Szofer otworzył nam drzwi. Moja szczęka praktycznie spotkała się z bialutkim dywanem w środku, albowiem wygląd wewnętrzny rozbrajał jeszcze bardziej niż zewnętrzny. Całą dwunastką bez problemu zmieściliśmy się w tym aucie. Siedzenie w tym to był czysty luksus.

***

Oniemiałam, gdy zobaczyłam hotel. Był... Ogromny, piękny i na pewno paskudnie drogi. Z lekko rozchylonymi ustami wpatrywałam się w cały budynek. Duży, fioletowy napis 'Blow Up Hall' przyciągał sporo uwagi. Z zewnątrz prezentował się niczym nowoczesna willa. Weszliśmy przez sporych rozmiarów przeszklone drzwi, a moim oczom ukazał się szeroki hol, a na jego końcu schody, rozchodzące się w dwie strony na górze. Beżową podłogę zdobił fioletowy dywan. Po obu jego stronach znajdowały się ceglane, grube kolumny, a między nimi kilka czarnych krzeseł i stolik w tym samym kolorze. To dość specyficzne połączenie barw, jak na moje oko, ale wszystko ze sobą idealnie współgrało. Przez jedyną przeszkloną ścianę budynku wpadała ilość światła, co nadało temu miejscu jeszcze piękniejszy wygląd. W pewnej chwili podeszło do nas czterech Boy'i hotelowych. Wszyscy ubrani w czerwone marynarki ze złotymi guzikami i czarne spodnie. Udało im się wziąć bagaże tylko ode mnie, bowiem Louis potraktował mnie znaczącym spojrzeniem (a gdyby nie ono, nie oddałabym dobrowolnie bagażu. Cóż, taka jestem). Louis kazał zaprowadzić nas do pokoi, a sam został na miejscu. Rozmawiał z kobietą o perfekcyjnej blond fryzurze, ubranej w ołówkową spódnicę, sięgającą jej do kolan, biały podkoszulek i czarny żakiet, zapięty na jeden guzik. Odwróciłam od nich wzrok mimo, iż pożerała mnie lekka zazdrość.
 Gdy doszłam wreszcie do czarnych, rzeźbionych drzwi, chłopak z uśmiechem przekazał mi kluczyk do niego i odszedł, by odprowadzić innych. Delikatnie włożyłam klucz do dziurki i przekręciłam, po czym usłyszałam charakterystyczny dźwięk odblokowywanego zamka. Nacisnęłam klamkę, a drzwi od razu ustąpiły, nie wydając najcichszego dźwięku. Po wejściu zamknęłam je z powrotem i rozglądnęłam się po pokoju; był on utrzymany w czerni i bieli. Jedno, duże, białe łóżko, w tym samym kolorze ściany i kafelki, którymi została wyłożona podłoga. Za łóżkiem coś w rodzaju... okna. A za nim pokaźnych rozmiarów kabina prysznicowa. Zero zasłon. Ale czego mam się wstydzić, skoro będę w tym pokoju z moim chłopakiem?
Niemała plazma wisiała na przeciw łoża. Natomiast po mojej prawej przeszklona ściana, czarny stolik i cztery krzesła w tym samym kolorze. Białe drzwi do łazienki znajdowały się tuż obok szklanych, prowadzących do prysznica. Nie potrafię znaleźć innego słowa na określenie tego pokoju, niż: woah. Wszystko wyglądało tak perfekcyjnie i idealnie. Nie wiem jak to opisać. W tej chwili czarna powłoka za mną zamknęła się, dając mi świadomość, iż ktoś wszedł do pokoju. 
 Odwróciłam się. Lekko uniosłam głowę i spojrzałam w jego zmrużone oczy, w których nie widziałam iskierek szczęścia, lecz pożądania. Brunet puścił rączkę walizki, przez co z hukiem uderzyła o białe kafelki. Jedną dłoń umiejscowił na moim policzku, a drugą na plecach. Przycisnął mnie do swojego ciała, natarczywie całując. Odwzajemniłam gest, wplatając palce w jego włosy. Zjechał dłońmi niżej, moje uda i podniósł, a ja oplotłam jego biodra nogami, nie przerywając pocałunku. Przejechał końcem języka po mojej dolnej wardze, na co rozchyliłam delikatnie usta, a on wślizgnął się w nie, gładząc po podniebieniu. Nawet nie zorientowałam się kiedy wylądowałam na miękkiej pościeli, patrząc jak Tomlinson zdejmuje swoją koszulkę i rzuca ją gdzieś na podłogę. Nachylił się nade mną i ponownie wpił w usta, podpierając rękami po obu stronach mojej głowy. Jechałam dłonią od jego szyi, poprzez tors aż do spodni. Bez problemu rozpięłam pasek, a następnie rozporek. Jednym sprawnym ruchem ściągnęłam je aż do kostek. Uklękłam na łóżku i chwyciłam gumkę jego bokserek, by je również zdjąć, lecz chwycił mój podbródek i uniósł do góry, po czym po raz kolejny przycisnął swoje usta do moich. Po chwili uwolnił moją twarz i pozwolił na dalsze działania. Obiema dłońmi pozbyłam się ciemnego materiału. Chwyciłam jego już twardego penisa i zaczęłam wykonywać powolne ruchy w górę, następnie w dół, patrząc jak jego oddech staje się cięższy, a klatka coraz szybciej unosi się i opada. Przejechałam językiem po całej długości, po czym wzięłam go do ust. Nie minęła chwila, a wplótł palce w moje włosy i sam ustalał tępo, lekko popychając moją głowę. Jego główka odbijała się od ściany mojego gardła, przez co o mało się nie krztusiłam. Louis przechylił głowę w tył, mamrocząc jakieś nieskładne, niezrozumiałe zdania i pojedyncze słowa. Z jego ust wydobywały się też jęki, które były melodią dla moich uszu. W końcu poczułam jak gęsta, słona ciecz wypełnia moje usta, w akompaniamencie jęków szatyna. Spojrzał na mnie z leniwym uśmiechem, po czym wpił się w moje usta. Tym razem on zdjął ze mnie absolutnie wszystko. Zawisł nade mną, podpierając się rękami o materac. Pocałunkami zjeżdżał coraz niżej. Od linii szczęki, do szyi, piersi, przy których się zatrzymał na dłużej, pieszcząc je językiem. Zjechał ustami do podbrzusza i coraz niżej. Usytuował dłonie po wewnętrznych stronach moich ud, rozchylając moje nogi. Dmuchnął chłodnym powietrzem w moje czułe miejsce, a wzdłuż mego kręgosłupa przeszły przyjemne dreszcze. 
Niespodziewanie poczułam w sobie jego palce, którymi ruszał coraz to szybciej, robiąc okrężne ruchy, a w moim podbrzuszu zaczęło budować się przyjemne uczucie. W pewnym momencie wyjął ze mnie swoje palce, pochylił się i ponownie przywarł do mnie wargami, po czym bez żadnego ostrzeżenia wbił się we mnie. Wciągnęłam ze świstem powietrze, a moje plecy wygięły się w łuk. Louis ciężko dysząc coraz bardziej zwiększał tępo. Wchodził we mnie w akompaniamencie naszych jęków. Byłam coraz bliżej końca. Z każdym jego ruchem uczucie, budujące się we mnie zwiększało się. Wchodził we mnie głębiej i mocniej. W końcu doszłam, cała przyjemność rozlała się we mnie. Moje plecy ponownie wygięły się w łuk, a z ust wydobył się niekontrolowany jęk w postaci imienia szatyna. Rozkoszowałam się surową przyjemnością, jaka wypełniła moje ciało. Po chwili jednak chłopak wyszedł ze mnie, a ja poczułam dziwną pustkę. Zdjął gumkę z penisa, zawiązał supeł na jej końcu i rzucił celnie do kosza, a ja po prostu leżałam, wpatrując się w niego, niczym jakiegoś olimpijskiego Boga, starając się unormować oddech. Louis padł całym ciężarem obok mnie, oddychając głęboko. Zwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się.
- Wiedziałem od początku, że jesteś w tym powalająca - mrugnął do mnie, a moją twarz oblał rumieniec.
Szatyn zachichotał, widząc zakłopotanie na mojej twarzy i cmoknął przelotnie moje usta, wstając z łóżka. Niechętnie zrobiłam to samo. Louis chwycił moją dłoń, splatając nasze palce i pociągnął do kabiny prysznicowej, uprzednio zamykając drzwi od pokoju. On nie zamknął ich wcześniej? I była możliwość, że ktoś tu wejdzie, gdy akurat będę mu robić laskę, była realna?!
 Zamknęłam szklaną powłokę i odkręciłam kurki, a idealnie letnia woda zaczęła lać się obszernym strumieniem po naszych rozgrzanych ciałach.
Poza tym wszystkim, zmieniając całkowicie temat... Znam już odpowiedź. W stu procentach kocham go. Jestem gotowa, żeby oddać za niego życie. Bez niego nie istnieję.
***
Chwyciłam krótkie, dżinsowe szorty i biały crop top* ze srebrnym numerem '96', założyłam czarne Ray Bany na nos i wyszłam z pokoju. Zbiegłam po fioletowej wykładzinie, która zdobiła hol hotelu i witając się z całą obsługą po kolei wyszłam z budynku. Świeże powietrze, ciepłe promienie słońca i błogi zapach lata uderzyły we mnie, gdy otworzyłam szklane drzwi. Rozejrzałam się wokół. Po mojej lewej - dmuchane materace, koła itd. Po prawej duży bar, a na przeciw mnie ogromny basen w jakimś niezidentyfikowanym kształcie. No a w basenie oczywiście wszyscy, prócz Louisa, którego nie mogłam nigdzie dostrzec. Wypatrywanie znajomej sylwetki przeszkodziły mi dłonie na oczach. Chwyciłam nadgarstki osoby, która skutecznie uniemożliwiała mi patrzenie i odwróciłam się, a uśmiech sam zawitał na moich ustach. Wtuliłam się w ciało szatyna, na co zareagował chichotem. Objął mnie w pasie, wciąż trzymając tacę z napojami w jednej dłoni i zaprowadził do basenu. Na jego środku znajdował się duży, okrągły stół, a wokół niego krzesła, które w całości były pod wodą. Gdy Louis wskoczył do wody i wyciągnął do mnie dłoń, na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Nie mogę, Lou. - mruknęłam
Szatyn zmarszczył brwi w skonsternowaniu, lecz po chwili oznajmił:
- Och, rozumiem. Ale w takim razie mamy drugą opcję - wzruszył ramionami - Zdejmij buty.
Wykonałam jego polecenie i z czystą ciekawością czekałam aż zrobi to, co chciał. Odłożył tacę z kolorowymi szklankami obok moich stóp, po czym odwrócił się tyłem do mnie.
- Wsiadaj. Czekasz aż sam się posadzę? - uśmiechnął się figlarnie, spoglądając na mnie przez ramię.
Niepewnie usiadłam na jego barkach, a on bez najmniejszego wysiłku z tacą w dłoni zaczął iść w stronę pokaźnej wielkości stołu, przy którym siedzieli wszyscy, śmiejąc się. Lou posadził mnie na chłodnej, na szczęście suchej powierzchni stołu i usiadł przede mną na krześle.
- Hej, wszystkim! - uśmiechnęłam się
Większość osób wyłącznie zagwizdała, zabawnie poruszając brwiami. Uśmiechnęłam się szeroko i pokiwałam głową na ich zachowanie. Wszyscy wzięli po jednym napoju, sądzę, że były to drinki lub coś w tym rodzaju. Chwyciłam wysoką szklankę, wypełnioną wielobarwną cieczą. Spojrzałam w stronę Louisa, który uniósł nad swoją głowę naczynie. Wszyscy - włącznie ze mną - zrobiliśmy to samo.
- No cóż... Za nas! Za ten piękny czas, który tu spędzimy, za urodziny Nathalie, które odbędą się za tydzień oraz za szczęście od Boga w postaci tej pięknej, uroczej brunetki, siedzącej przede mną.
Uniósł wzrok, a nasze spojrzenia skrzyżowały się. Oboje uśmiechnęliśmy się. Podsunęłam naczynie do ust i przechyliłam, a chłodny napój rozlał się po moim gardle, dając przyjemne uczucie. Przymknęłam oczy, rozkoszując się wyśmienitym smakiem cytryny z maliną.
- To... Czemu nie pływasz? - usłyszałam niedaleko mnie głos Ev, która była bardzo miłą dziewczyną, nawiasem mówiąc.
- Nie mogę, chyba wiesz o co chodzi - mruknęłam, posyłając jej znaczące spojrzenie.
- Och, jasne, że tak - zachichotała - Współczuję, kochana.
 W mgnieniu oka wszyscy rozeszli się, by pograć w siatkówkę, popływać lub po prostu poszaleć na zjeżdżalniach... Ah, tak. Zapomniałam wspomnieć, że tuż obok hotelu znajdował się ogromny Aqua Park na otwartej przestrzeni. Zgięłam nogi w kolanach i owinęłam je ramionami, przyglądając się, jak mój ukochany praktycznie piszczy, zjeżdżając ledwie metr przed Harrym na piekielnie wysokiej zjeżdżalni. To był najpiękniejszy widok, jaki mogłam sobie wymarzyć. Widzieć go szczęśliwego, wygłupiającego się, przeżywającego beztroskie chwile dzieciństwa. Tak, to właśnie to, co pokocham najbardziej.
____________________________________________________
*Crop Top - zwykła bluzka na ramiączkach, do połowy brzucha.

No siema! ❤
Więc... Tak, napisałam tą scenkę. Wow. Nie sądziłam że w Fear taka będzie mieć miejsce no ale jak widać tak xD
Ale nie ważne!
Istotna jest ilość waszych komentarzy...  Jeden? Znowu?
Hej, ja nie czuję potrzeby pisania dla samej siebie, a pisać lubię i na prawdę świetnie byłoby gdybyście mnie do tego motywowali jeśli się wam to podoba.
Więc 4 komentarze = następny rozdział
Macie aż 10 dni na te 4kom więc proszę was poświęćcie temu kilka minut i napiszcie dwa, trzy zdania.
Nie chcę marudzić ale ten kto pisze, wie jak to jest.
To tyle ode mnie. Do następnego za 10 dni!
W. xo

EDIT: Rozdział sprawdzony, błędna treść została zmieniona

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Wszystkiego najlepszego!

Dzisiaj jest 6 kwietnia - jeden z najważniejszych dni w roku (zwłaszcza dla mnie), a dokładniej w tym dniu urodziny obchodzi najcudowniejsza, najwspanialsza, najpiękniejsza, najukochańsza, najbardziej zakręcona, najbardziej zajebista i po prostu NAJ dziewczyna i "siostra bliźniaczki" na świecie - moja kochana Adrianna!!

Kociak, widziałam to, co wczoraj dla mnie zrobiłaś i jeszcze raz ogromnie Ci dziękuję, nie wiem co powiedzieć, miałam zaciesz do północy i dłużej <3
No ale przejdźmy do rzeczy...
 Kochanie ty moje, życzę Ci przede wszystkim zdrowia, szczęścia, spełnienia wszystkich marzeń, tych najmniejszych, prawie nic nie znaczących również; kochającego chłopaka, narzeczonego, a później męża; wesołej gromadki dzieci; byś codziennie budziła się z pięknym uśmiechem na twarzy; byś doszukiwała się we wszystkim pozytywów; byś wykorzystywała każdą minutę swojego życia jak najlepiej, by potem niczego nie żałować; byś szalała póki możesz, ale też wiadomo - uczyła się, miała same dobre stopnie, najlepsze osiągnięcia w nauce.
 Nie zapominajmy również o pisaniu; życzę Ci mnóstwa, miliarda świetnych pomysłów, które nie wyjdą z twojej bardzo inteligentnej główki przez dłuuugi czas. Mam nadzieję, że wreszcie znajdziesz w sobie tą odwagę i opublikujesz swoje (fantastyczne) dzieła, nie warto tego chować do szuflady. Masz wielki talent, który koniecznie musisz rozwijać. Trzymam kciuki, wierzę, iż kiedyś wydasz niejedną książkę, która w stu procentach będzie wspaniała.
 Jesteś cudowną, kochaną, pomocną, życzliwą i po prostu niesamowitą osobą. Nigdy nie porównuj się do innych, zawsze bądź sobą, nigdy nie mów nigdy, dąż do wyznaczonego przez siebie celu, nie zważając na przeszkody, bo i tak wszyscy wiemy, że uda Ci się je pokonać, nie ważne jak trudne to będzie.
 Nadal zastanawiam się jak to robisz, że wytrzymałaś ze mną te pięć miesięcy (nie, nie, nie. Nie wierzę, że to tak szybko zleciało, o Boże). Ja również mam nadzieję, iż ta znajomość się szybko nie rozpadnie i wierzę, że kiedyś się spotkamy.
 Pora na podziękowania...
Dziękuję, że codziennie dzięki Tobie budziłam się z pozytywnym nastawieniem do życia, z wielkim uśmiechem na twarzy; że dzięki Tobie o wiele częściej się uśmiecham; dzięki Tobie nie jestem dla siebie taka... krytyczna, jak byłam kiedyś.
Dziękuję Bogu, że mi Cię zesłał, to jest prawie cud.
Kocham Cię całym sercem i w tej chwili - jakkolwiek głupio i niedojrzale to zabrzmi - nie wyobrażam sobie dnia bez rozmowy z tobą.
 A teraz niewielki prezent, który nigdy nie pobije twojego, który dla mnie napisałaś, aczkolwiek mam nadzieję, że wywoła chociaż jeden, maluteńki uśmiech :)

niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 13.

*Perspektywa Nathalie*
- Tyle? - dopytywał
- Tyle. - przytaknęłam, wzdychając z irytacją.
- No przepraszam, kochanie, ale chcę, żeby wszystko na jutro było dopięte na ostatni guzik.
Mrugnął do mnie, po czym przelotnie musnął w policzek i dopinając swoją koszulę zbiegł na dół. Zasunęłam do końca moją drugą walizkę i rzuciłam się z impetem na łóżko. Jutro o 8.00 wylatujemy z Londynu do Ameryki. A dokładniej Rio De Janeiro. Nie wierzę, że tam będę. On jest milionerem! Ah, co ja gadam? Chyba miliarderem!
 Nawet nie wiem kiedy, ani jakim cudem, ale tak po prostu zasnęłam. Pewnie byłam zmęczona tym wszystkim co dzieje się wokół mnie.
***
- Nie chcę. - jęknęłam, chowając twarz głębiej między poduszki.
- Nathalie, błagam cię, obudź się. Mamy jakąś godzinę do wyjazdu.
- Ale Zayn...
- Nie. Wstawaj. No już. Raz, dwa, raz, dwa! - klaskał w dłonie.
Przetarłam zmęczone oczy i uniosłam się na łokciach, mrużąc je. Zadarłam głowę do góry, by ujrzeć sylwetkę Malika. Poczułam jak lenistwo bierze górę i znów padłam na poduszki. Zayn wymruczał coś pod nosem i wziął mnie na ręce, jak pannę młodą, po czym postawił na podłodze, a ja stałam tam oparta o niego, niczym jakiś worek ziemniaków.
- Nathalie, proszę, rozbudź się. Na serio musimy za niedługo jechać.
Niestety nie uzyskał odpowiedzi, bo w połowie byłam jeszcze w pięknej krainie snów.
W końcu drzwi trzasnęły, a mnie aż przeszedł dreszcz.
- Malik, ile je... O Jezu.
Usłyszałam zirytowane westchnięcie i poczułam, jak gorąca i wygodna klatka Zayna zostaje ode mnie brutalnie odciągnięta. Ktoś chwycił moją twarz w dłonie i uniósł ją wyżej. Harry.
- Siostro, wstaniesz, a jeżeli nie, to będzie kara.
Jego - aż za bardzo - poważny wzrok wiercił dziurę w mojej głowie.
- Rozumiemy się? - spytał, powoli i wyraźnie
Ledwie widocznie przytaknęłam głową, przełykając głośno ślinę. On nie żartował, a ja już wiem co to znaczy. Odsunęłam się od niego i weszłąm do łazienki, słysząc jak Malik nie jest w stanie uwierzyć w to, co zobaczył. Jestem ciekawa ile już tak mnie budził. Wzięłam szybki, chłodny prysznic, który mnie zdecydowanie postawił na nogi i ubrałam się w - typowe dla mej osoby - czarne rurki i ciemnoróżową koszulkę z granatowym sercem na środku. Przesuszyłam włosy i zbiegłam na dół, mijając na schodach Perrie z walizką. Widząc na kuchennym blacie smacznie wyglądającą i równie pysznie pachnącą jajecznicę, chwyciłam widelec, rozpoczynając konsumpcję. Po śniadaniu wróciłam do pokoju, a dokładniej do łazienki. Jeszcze kilka drobnych poprawek i mogę iść na jakąś galę MTV.
Trzask drzwi od pokoju sprawił, że aż podskoczyłam i rozmazałam sobie szminkę po całym policzku. Jęknęłam z frustracją, po czym chwyciłam wacik, zaczęłam szorować czerwony ślad. Drewniana powłoka dzieląca pokój od łazienki również otworzyła się ze stłumionym hukiem, a ja nie patrząc na osobę, która w nich stoi nadal starałam się zmyć z twarzy czerwień.
- Nathalie, ruszaj seksowny tyłek i idziemy. - ponaglił mnie Harry, stojący teraz obok.
- No przepraszam, ale to przez ciebie się umazałam na twarzy tym świństwem. - prychnęłam, odsłaniając na chwilę nieco bledszy ślad.
- Oj, no wybacz, siostrzyczko.
Zrobił minę zbitego psa, na którą wywróciłam oczami i dokończyłam zmywanie szminki. Przejechałam nią ponownie po ustach, tym razem bez zbędnych niespodzianek i stanęłam przed Harrym.
- Gotowa? - spytał
- Yup. - przytaknęłam, po czym wyminęłam chłopaka i zostawiłam w tyle.
Chwyciłam walizkę za rączkę i, gdy już miałam wychodzić, została mi ona odebrana. Ze zmarszczonymi brwiami odwróciłam się i spojrzałam na neutralną minę mojego przyrodniego brata.
- Nie jestem kaleką, umiem unieść walizkę. - mruknęłam
- Ale jesteś kruchą, delikatną istotą, zwaną również dziewczyną, dlatego teraz zejdziesz grzecznie na dół i zostawisz to mi, jasne?
Fuknęłam pod nosem i bez komentarza zbiegłam po schodach, podparłam się o oparcie kanapy, na której siedziała znudzona Perrie, skacząc po kanałach w telewizorze.
- Za jakieś 10 minut jedziemy na lotnisko. Jesteś gotowa? - westchnęła, zadzierając głowę w górę, by spojrzeć w moje oczy.
- Przefarbuję włosy na niebiesko.
Czemu ja to w ogóle palnęłam?
- Mówisz od rzeczy, ale podoba mi się. - zachichotała pod nosem
- Tak, gotowa. Swoją drogą gdzie jest Thunder?
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami
Podparłam głowę na dłoniach i wpatrywałam się w ekran telewizora. Po chwili usłyszałam stukot butów Harry'ego o schody. Nie przejęłam się nim za bardzo i nie ruszyłam się nawet na milimetr, czego od razu pożałowałam, albowiem poczułam, jak jego dłoń z impetem uderza w mój pośladek. Pisnęłam, momentalnie prostując się. Spiorunowałam go wzrokiem, na co zaśmiał się pod nosem i odłożył moją walizkę przy ścianie obok innych bagaży.
Weszłam do kuchni i nalałam sobie soku do szklanki. Po upiciu połowy szklanki zauważyłam, że do pomieszczenia wszedł również Harry. Chwycił moją dłoń, w której znajdowało się naczynie i przechylił je sobie do ust, opróżniając je do dna. Przewróciłam oczami i odłożyłam szklankę do zlewu. Brunet puścił mi oczko, wziął jabłko z tacy i podrzucając je wysoko wyszedł, a ja zaraz za nim. Coś czuję, że dzisiaj to on wytrąci mnie z równowagi.
***
Przekręciłam się nerwowo w głębokim fotelu, bębniąc palcami o jego wyłożony kremową skórą podłokietnik.
- Kochana, spokojnie. Będzie dobrze. - uspokajał mnie Louis, ściskając nieco mocniej moją dłoń - Pilot jest wykwalifikowany, nic nam się nie stanie, dobrze?
Zamiast mu odpowiedzieć tupałam nogą o podłoże z prawdziwym zdenerwowaniem.
- Nathalie, spójrz na mnie.
Wreszcie zebrałam się w sobie i z westchnięciem spojrzałam w jego szarobłękitne oczy. 
- Wszystko będzie dobrze. Dolecimy na miejsce cali. Kocham cię, pamiętaj.
Splótł palce u naszych rąk i złożył krótki pocałunek na wierzchu mojej dłoni, nie przerywając na moment kontaktu wzrokowego.
- Ja ciebie też, Lou. - uśmiechnęłam się
- I figured it out,
I figured it out from black and white.
Seconds and hours,
Maybe they had to take some time

Śpiewając to cicho patrzył na mnie z uśmiechem na ustach i tymi iskierkami w oczach.
Po chwili usłyszałam jak ktoś inny zaczął śpiewać dalszą część piosenki tyle, że głośniej. Był to Liam. Wszystkie oczy zwróciły się ku niemu.
- I know how it goes,
I know how it goes from wrong and right.
Silence and sound.
Did they ever hold each other tight like us?
Did they ever fight like us?

Po Liamie zaśpiewał Harry i znowu muszę przyznać, że barwa jego głosu mnie zauroczyła:
- You and I,
We don't wanna be like them.
We can make it 'till the end.
Nothing can come between.
You and I,
Not even the Gods above
Can seperate the two of us.
No, nothing can come between.
You and I,
Oh, You and I.

Gdy skończył zwrotkę uśmiechnął się i przeniósł wzrok na Zayna. Ten z kolei zaczął śpiewać, patrząc na... Komiks w jego rękach.
- I figured it out,
Saw the mistakes of up and down.
Meet in the middle,
There's always room for common ground.
Jakim cudem są tak zsynchronizowani? Ćwiczyli tą piosenkę? Poza tym skąd ją znają? Nigdy jej nie słyszałam.
Zanim się spostrzegłam Louis po raz kolejny zaczął śpiewać:
 - I see what it's like,
I see what it's like for day and night.
Never together,
Cause they see the things in a different light,
Like us,
But they never tried like us.
Wsłuchiwałam się dokładnie w każde słowo, które bez problemu wylatywało z jego ust. Sama w sobie piosenka była cudowna, jej tekst na pewno pisał ktoś utalentowany. Ale gdy śpiewali ją oni to było coś niesamowitego. Daję słowo, że jeśli zostaliby jakimś zespołem, dawali koncerty, to mieliby całe rzesze fanek.
 Nawet nie spostrzegłam się, kiedy cała piątka zaczęła razem wokalizować refren piosenki. Ich połączone brzmienie było niesamowite. Tego nie dało się nie słuchać. Przysięgam, że jeżeli byłaby taka możliwość, sama zrobiłabym z nich zespół i natychmiast wepchnęła na scenę. 
 Spojrzałam w stronę jedynej tu pary, nie licząc mnie i Louisa, czyli Zayna oraz Perrie. Czasami wydaje mi się, że oni są rodzeństwem. Nie z wyglądu, ale zachowania. Oddaliby za siebie życie, jestem tego pewna. To widać po każdym najmniejszym geście. A czy tak samo jest z nami? Mam nadzieję, że tak. Jestem pewna, że Louis zrobi dla mnie wszystko. Pokazał mi to nie jeden raz. A czy on wie, że ja bym mogła? Poza tym... Czy ja potrafiłabym zrobić dla niego wszystko? 
Pewnie tak. Kocham go. Jest jedyną osobą, na której w stu procentach mogę polegać. Nie mam pojęcia jakie niespodzianki przyszykuje nam los, ale wierzę, że przetrwamy je. Że damy radę przejść razem to, przez co będzie trzeba.
- Słońce? Misiu? Kochanie? Kruszynko!
 Parsknęłam śmiechem, gdy siedzący obok Tomlinson zwrócił się do mnie w ten sposób. Na prawdę, to przekracza jego granice. Nie spodziewałam się tego po nim.
- Tak, Lou? - starłam łzy z kącików oczu i spojrzałam na niego.
- Pytałem czy jesteś spragniona lub głodna. Więc?
- Nie jestem głodna, ale napiłabym się wody.
 Po chwili stewardessa podała mi wodę z uśmiechem, pytając czy potrzebuję czegoś jeszcze. Potrząsnęłam lekko głową i podziękowałam jej. Za to Louis wziął orzeszki. Boże, wyglądał jak sześcioletnie dziecko, kiedy je tak chrupał, patrząc w telewizor. Zachowuje się tak dorośle, a ja i tak wiem, że w środku jest jeszcze dzieckiem, z resztą jak większość z nas. Ciekawe czy wreszcie poznam jego drugą stronę, o czym marzę. Chcę zobaczyć, jak się śmieje, tańczy, wygłupia z chłopakami; zobaczyć w nim tego nastolatka, którym nie zdążył być.
Spojrzałam na czerwone cyfry na zegarze. Już 13.46.
Z racji, iż byłam zmęczona, bo wstałam o jakiejś piątej nad ranem, zamknęłam oczy i rozłożyłam się wygodniej na siedzeniu. Ale ten, kto nie spał na siedząco niech mi uwierzy, że to nie jest wygodne. Jednak sądzę, że w samochodzie sporo osób miało szansę spać, prawda? Dlatego właśnie wspaniałomyślny szatyn kliknął jakiś przycisk na pilocie, a ramię fotela wsunęło się między siedzenia. Spojrzałam na chłopaka ze zmarszczonymi brwiami, na co tylko zachichotał i przyciągnął mnie do siebie. Umiejscowiłam głowę na kolanach szatyna, a jego dłoń jeździła po moich plecach.
______________________________________________________
 Siema ludziska!
Nie będę się jakoś rozpisywać.
Zapytam jedynie czy zostały ze mną te... Trzy, cztery osoby które komentują? Tylko wy?
Kurcze, przyznam, że smutno. No ale cóż, takie życie.
Kocham z całego serca moją Adę i Patrycję, które są ze mną zawsze, dziękuję wam <3
Nie zapominajmy o Ewie, która również komentuje, sporadycznie, ale komentuje dając o sobie znać co jakiś czas, za co jestem jej niezmiernie wdzięczna ;)
Jeszcze dwie WAŻNE rzeczy!
1. Chciałby ktoś prowadzić konto Fear na TT? Chętnych proszę, by napisali na e-maila, gmaila lub na tt (@Hazzanator_PL) a maile macie podane w poprzednim poście.
Lots of Love, powtarzam - wesołego jajka i do zobaczenia za 10 DNI!
Weronika xo 

sobota, 4 kwietnia 2015

Wielkanoc!

Hej, hej, hej! ;*
Z okazji Wielkanocy chcę wam życzyć spełnienia marzeń, mokrego śmingusa, wesołego jajka, spotkania idoli i czegokolwiek tylko zechcecie :D
Cała ekipa Fear przesyła całusy + kubeł wody i zaprasza na kolejny rozdział już jutro!

A przy okazji mam wam do powiedzenia dwie ważne sprawy!

1. Potrzebuję osoby, która mogłaby prowadzić konto Fear na tweeterze. Chętnych proszę, żeby napisali do mnie na tt (@Hazzanator_PL) lub na gmaila (loualie.tomlinson@gmail.com / weronika.rogoda@outlook.com).

2. Rozdziały od jutra wrzucane będą co 10 dni! Żeby ktoś się nie zdziwił, że nie ma co poniedziałek!

No to tyle! Papa ;*
 Weronika xo