sobota, 2 maja 2015

Rozdział 16.

*Perspektywa Nathalie*
Usiedliśmy w czarnych fotelach, na przeciwko siebie, patrząc sobie w oczy.
- Za niedługo może zrobić się niebezpiecznie. Powróci moje dawne życie.
- Rozumiem. - przytaknęłam - Nie musisz mnie przed tym strzec. Gdybym nie chciała takiego życia, nie byłoby mnie tutaj już dawno.
- Dobrze więc. Lecz nie teraz, mamy jeszcze kilka dni. Idź do pokoju, przebierz się w coś na czym ci nie zależy i wróć tutaj.
Zmarszczyłam brwi nie mając pojęcia dlaczego mam to zrobić. Przez moje myśli przebiegło komiczne pytanie: będzie mi pokazywał jak morduje? Niby tak niedorzeczne, a jednak możliwe.
Szybko usunęłam je z głowy, bezwiednie skinęłam głową i skierowałam się do pokoju.
 Od razu po wejściu do niego otworzyłam szafę. Nie wiem dlaczego, lecz spieszyłam się. Czułam, jakby czas mnie poganiał. Na biodra wsunęłam potargane szorty, a przez głowę włożyłam luźny, biały podkoszulek na ramiączkach. Zamknęłam pokój, chociaż nie wiem po co to robimy - przecież mieszkamy z samymi przyjaciółmi. Czyżby Louis nie miał zaufania do własnych ludzi?
Z powrotem zeszłam po schodach, by po chwili truchtem wyjść z hotelu. Wsiadłam z nim do samochodu, zapięłam pas, założyłam okulary przeciwsłoneczne i patrzyłam jak Tomlinson wykonuje te same czynności. Spojrzeliśmy na siebie w tym samym czasie.
- Gdzie jedziemy? - spytałam
- Zobaczysz i gwarantuję, że będziesz zadowolona.
Na jego ustach pojawił się zawadiacki uśmiech. Odpalił wóz i z piskiem opon wjechał na ulicę.
***
Przeszłam przez metalowe drzwi, lekko zaniedbanego, starego budynku. Idąc za nim, rozglądałam się po pomieszczeniu; szare ściany, zabrudzona od jakiejś mazi podłoga w tym samym kolorze, rażące po oczach lampy i zero okien - tak to wyglądało. Od momentu wejścia poczułam w nozdrzach mocny zapach spalin, a do moich uszu dotarł warkot silników. Co to za miejsce?
Wreszcie Tomlinson stanął, a ja obok niego. Jego wzrok był utkwiony w samochodzie, znajdującym się przed nami, jednakże mój w nogach, które spod niego wystawały. Okrywał je luźny, niebieski kombinezon roboczy, jeśli się nie mylę. Szatyn kilka razy kopnął w deskę, na której leżały kończyny człowieka. Wyjechała ona spod auta, ukazując mężczyznę, na moje oko starszego od mojego towarzysza. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jego czarne włosy z zielonym pasmem po środku głowy, wyglądającym jak irokez.
- Louis? Kopę lat, stary! - okrzyknął, podnosząc się z drewnianej deski, przypominającej powiększoną deskorolkę. Pomysłowe.
- Tak, ja też tęskniłem, sukinsynu - zaśmiał się.
- A kimże jest ta piękna dama? - uśmiechnął się w moją stronę, lekko kłaniając.
- To Nathalie. Nath to James, czyli stary znajomy.
Skinęłam głową w jego stronę, gdyż zauważyłam ciemną ciecz na jego dłoniach, którą nie miałam ochoty póki co się brudzić. Umiejscowiłam dłonie w kieszeniach moich szortów i wpatrywałam się w mężczyznę.
- Po co tym razem przyszedłeś, Tommo?
- A jak myślisz, Campbell? Proste, że po maszyny - uśmiechnął się.
- Wybrałeś rewelacyjną godzinę. Wszystkie są gotowe, a ja za niedługo mam kolejną dostawę. Myślisz, ze gdzie ja bym je pomieścił? Za mną, proszę.
Mężczyzna odwrócił się i zaczął iść w stronę kolejnych metalowych drzwi. Weszliśmy za nim do wielkiego pomieszczenia, gdzie z lewej, jak i z prawej stały rzędy samochodów. Po jednej stronie - jak nowe, a po drugiej, wyglądające, jak ze złomowiska.
- Mam wszystkie sześć. Możecie pooglądać. Na maskach masz kartki z informacjami, czyli nazwa, moc, silnik i maksymalna prędkość.
On kupił aż sześć samochodów?! O matko, nie ma szans, że nie spojrzę na wszystkie.
No to po kolei:
Czarny Dodge Charger R/T - 600 koni mechanicznych.
Biały z granatowymi pasami nadwozia wzdłuż Ford Mustang Fastback - 430 KM.
Złoty Nissan 350Z - 450 KM.
Pomarańczowa po bokach, po środku czarna Mazda RX 7 - 450 KM.
Srebrny Jensen Interceptor - 430 KM.
Błękitne Pagani Zonda F - 550 KM.
- Nie kupiłeś tego samochodu. To nie jest Pagani. Nie możliwe - kręciłam głową przecząco, nie dowierzając, że stoi przede mną auto moich marzeń.
- Specjalnie dla ciebie, kochanie.
Zakryłam dłońmi usta, z których co chwila wydobywało się tylko jedno słowo - nie. To po prostu nie było realne.
- Niskie zawieszenie, silnik o dużej mocy, ulubiony kolor, piękne, biało-czarne wnętrze. Jest wszystko, o czym mówiłaś. - uśmiechnął się
- Boże, to tak surrealistyczne.
Dosłownie rzuciłam się szatynowi na szyję, powtarzając, jak bardzo mu dziękuję.
- Silnik V12 o pojemności 7,3 l, który generuje moc sześciuset pięćdziesięciu koni mechanicznych oraz moment obrotowy wzrastający do 760 nanometrów przy czterech tysiącach obrotów na minutę - westchnął James z nieukrywaną dumą.
Ten samochód to brylant.
- Poprzedzając twoje pytanie, nie zapłaciłem za niego majątku. Tak na prawdę, kosztował niewiele. Nie martw się - niebieskooki złożył całusa na czubku mojej głowy i oplótł talię ramieniem.
Wyjął komórkę z kieszeni i począł wystukiwać coś na ekranie. Nie minęła chwila, a dzwonek, powiadamiający o nowej wiadomości odezwał się kilka razy.
- Za kilka chwil będzie tu cała zgraja. Skarbie, wsiadaj do auta, a ja załatwię formalności, dobrze?
- Będę jechać sama? Pagani?! - pisnęłam
- Tak. Teraz jest twoje.
Ze świecącymi, niczym płomienie oczami wsiadłam do samochodu i odpaliłam je. O matko, ten warkot silnika. Tak, to jest to. Oparłam się wygodnie o siedzenie i obserwowałam całe wnętrze pojazdu. W otwartym schowku ujrzałam pudełeczko, a w nim słuchawkę. Wyjęłam ją, włączyłam i założyłam na ucho. Po chwili usłyszałam lecący z niej, melodyjny głos Louisa:
- Dzięki temu będziemy słyszeć się w drodze.
- Przyznam, że przyda się. Będziemy w stałym kontakcie?
- Tak. A teraz szykuj się - odparł
Nim się spostrzegłam do pomieszczenia wparowali wszyscy, z którymi przylecieliśmy do Stanów. Z otwartymi ustami wsiedli do swoich aut. Nacisnęłam przycisk za kierownicą, a szyba obok mnie opadła. Mhm, tak bardzo tęskniłam za siedzeniem na tym miejscu. To uczucie, gdy czujesz zapach benzyny i spalonych opon, gdy zaciskasz palce na skórzanej kierownicy, gdy widzisz jak prędkość na liczniku zwiększa się, zupełnie jak adrenalina w twoich żyłach. Wszystko przestaje istnieć, jesteś tylko ty, samochód i trasa. To się liczy, nic więcej.
Garażowe drzwi otworzyły się, a ja byłam na końcu, więc bez wahania odpaliłam auto jeszcze raz i wyjechałam na światło dzienne. O Boże, to się nie dzieje na prawdę. Jadę w Pagani, a za mną jeszcze kilka innych, drogich aut. To jest nierealne. W pewnym momencie wyprzedził mnie Dodge, którym jechał Louis. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zatrąbiłam na niego.
- To, że masz większą moc silnika, nie znaczy, iż możesz mnie bezkarnie wyprzedzać - prychnęłam
- Ach, zanim powiesz coś sprośnego i zbereźnego, uprzedzę cię, że wszyscy inni to słyszą, Nathalie - usłyszałam tym razem głos Harry'ego.
- Jakoś mi to nie przeszkadza. To coś w rodzaju CB radia, tak?
- Dokładnie tak - odparł ktoś inny.
- No to jedźmy! - krzyknął mój kędzierzawy brat, po czym wyjechał na sam przód, przyspieszając.
Pokręciłam głową, śmiejąc się pod nosem i wcisnęłam gaz.
Pora zacząć nowe życie.
Niebezpieczne życie.
_______________________________________
Wiem, krótki i beznadziejny, przepraszam was, zaraz wrzucę drugi

1 komentarz:

  1. Omg! Haha to jest normalnie Twój świat :D
    No i do tego wspaniały rozdział, ale tego pisać chyba nie musiałam skarbie :*
    Haha i tak najlepsz Hazz ^^ tylko sprośnie rzeczy mu w głowie.
    No nic lece do kolejnego :*
    Buziaki :*
    Addie.

    OdpowiedzUsuń