sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 22.

*Perspektywa Louisa*

Załadowałem broń, która teraz była skierowana ku podłodze. Wolnym krokiem szedłem do drzwi, by wydawać jak najmniej dźwięków, co chwila patrząc w tył na brunetkę. Przyznaję, moję serce znacznie przyspieszyło obroty, gdy chwyciłem za klamkę. Pod moim naporem drzwi ustąpiły. Wyszedłem na korytarz, a zaraz za mną reszta. Nikogo ani niczego jednak nie zauważyłem. Nieco żwawiej wszedłem wgłąb pomieszczenia uważnie się rozglądając. Ani śladu żywej duszy, no właśnie - to znak, że wampiry tu są. Odwróciłem się przodem do party i kiwnąłem głową w bok, by się rozdzielili. Jedni poszli w lewo, zaś drudzy - Harry, Nathalie, Zayn, Liam i Perrie - stali nadal w miejscu. Razem z nimi skierowałem się w drugą stronę. Idąc dość długim, szerokim korytarzem usłyszałem - i chyba nie tylko ja - czyjeś kroki. Były lekkie, szybkie; należały do kobiety, co mnie nieco uspokoiło. Wyprostowałem się, a moment później zza rogu wyłoniła się wysoka, szczupła sylwetka Evelyn. Z jej rozchylonych ust wydostawał się urywany oddech, w oczach ujrzałem strach.
- Zabili go - szepnęła jak najciszej się dało. - Zabili Josha.
Cholera, teraz moim priorytetem jest skręcenie karków tym sukinsynom. Zacisnąłem usta w wąską linię biorąc głęboki oddech. Owinąłem mocniej palce wokół broni i pewnie ruszyłem za prowadzącą mnie dziewczyną. Wreszcie znaleźliśmy się w holu, gdzie pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jeden z tych pokrak trzymający za kołnierz Adama. Momentalnie uniosłem broń i strzeliłem prosto w jego plecy. Z jego gardła wydostał się przeraźliwy, nietoperzy krzyk, potrafiący rozerwać bębenki. Zaraz po tym padł na kolana, a brunet chwyciwszy za własny nóż wbił go prosto w serce wampira. Przeniosłem wzrok na George'a, który teraz stał, przypatrując mi się z kpiną wypisaną na twarzy.
- Nie masz tu czego szukać - warknąłem, nie odrywając od niego wzroku nawet na sekundę.
Jednak kątem oka zauważyłem jak moi ustawiają się za mną w pełni gotowi do ataku. Szczerze nienawidziłem tych czerwonookich krwiopijców. Jednakże musiałem tolerować tego idiotę - Nathana, gdyż moja narzeczona nazywa go swoim przyjacielem i ja nie mam prawda go dotknąć.
- Nie fatygowałem się tutaj z UK bez potrzeby.
- Chęć zemsty nie daje ci spokoju, huh? - prychnąłem, przez co zostałem obdarowany jego pobłażliwym uśmiechem. - Nie wiem jak, ale uświadom sobie, wbij do tego zakutego łba, że ci jej nie oddam. Znajdź sobie kogoś innego do tej zabawy, bo ze mną nie wygrasz.
- Chcesz się przekonać?
Uniosłem jedną brew, patrząc na niego wyzywająco.
Teraz zacznie się walka na śmierć i życie... w pierdolonym, hotelowym holu.
Zacisnąłem palce mocniej na srebrno-czarnym pistolu, kierując go przed siebie. Gdy strzeliłem, zrobił ledwie widoczny unik. Zobaczymy czy wygra szybkość czy spryt.
 Przygwoździłem do podłogi jednego z nich, od razu złapałem za szczękę i wykręciłem, nic prostszego. Jednak kolejny nieśmiertelny powalił mnie obok ciała jego znajomego. Patrzyłem z czystą nienawiścią w jego ciemnoczerwone oczy. Siłowałem się z nim, by odciągnąć ostre kły od mojej szyi. Bogu dzięki, ktoś wbił w jego plecy nóż, a krew trysła na moje ubranie. Odrzuciłem prawie martwe ciało, wyciągnąłem ostrze i cisnąłem nim tym razem w jego klatkę. Wyprostowałem się, kontrolując sytuację i starając wypatrzeć w tym chaosie George'a oraz Nathalie. Udało mi się jedynie dostrzec ją - zwinnie manewrowała nożem jedną ręką, zaś drugą próbowała strzelić w jednego z nich. Już miałem do niej podejść, by pomóc, lecz zauważyłem tuż obok niej Harry'ego.
 Zamachnąłem się i uderzyłem w pusty łeb kolejne dziwadło, które próbowało dobrać się do Alexa. Blondyn podziękował mi skinieniem głowy i tyle go widziałem. Odwróciłem się, lecz zaraz po tym z wielką siłą uderzyłem o ścianę. Moja głowa odbiła się od niej, niczym piłka, obraz został na chwilę zamazany, a plecy przeszył niesamowity ból. Otrząsnąłem się szybko, sprawdzając kto jest tego sprawcą. Z prędkością światła zostałem ponownie przyszpilony do gładkiej powierzchni przez samego Maxa, patrzącego na mnie z taką samą wściekłością, co ja na niego.
Spojrzałem w tył, gdzie walka dosłownie stanęła, wszyscy byli rozdzieleni, na ziemi leżało kilka lub więcej ciał, głównie wampirów. Wzrok Nathalie wypalał we mnie dziurę. Bała się i martwiła, choć powinna wiedzieć, że ja nie dam się zabić, zwłaszcza teraz. Posłałem jej ostentacyjny uśmiech, który mam nadzieję powiedział jej co ma robić. Przygryzła dolną wargę, zaś ja powróciłem wzrokiem do wampira.
- Na co czekasz? - zadrwiłem. - No już, zabij mnie.
- Dobrze wiesz, że to nie ciebie chciałem zabić - warknął. - Ale skoro jest okazja, dlaczego miałbym ją zmarnować?
Wiedząc co chce zrobić, wziąłem głębszy oddech. Tak jak myślałem - zacisnął palce na mojej szyi.
 Skinąłem głową układając usta w jedno słowo - teraz. Wszyscy dosłownie rzucili się na wampiry, jedynie Nathalie odwróciła się w naszą stronę mierząc bronią w George'a. Nie minęła sekunda, a pocisk znalazł się w jego ciele. Uścisk rozluźnił się, więc chwyciłem jego nieruchomą rękę i powaliłem na podłogę. Nadal żył i był skłonny mnie zabić. Harry z Zaynem doskoczyli do mnie chwycili go za ramiona, zaś ja chwyciłem głowę szarpiącego się George'a.
- Miłego tysiąca lat w piekle - wysyczałem, po czym dosłownie oderwałem jego głowę od ciała, które po chwili bezwładne opadło na podłogę.
Wziąwszy głęboki oddech, wyciągnąłem z kieszeni w rękawie zabezpieczony nóż i czym prędzej doszedłem do Nath. Kątek oka zauważyłem krwiopijcę w pobliżu. Chwyciłem jego ramię, a łokciem skręciłem kark. Kolejne zwłoki.
Wiedząc, iż reszta poradzi sobie z kilkoma wampirami zabrałem brunetkę z dala od nich. Szybkim krokiem wyszedłem z nią z holu, na jeden z wąskich korytarzy. Objąłem jej twarz dłońmi, kierując ją ku swojej. Zawiesiłem spojrzenie na jej oczach, z których nie mogłem wyczytać niczego, prócz szoku. Nie mogąc się oprzeć przycisnąłem wargi do jej pełnych ust. Nie opierała się, wplotła palce w moje włosy, pogłębiając pocałunek. Nasze usta poruszały się, języki toczyły walkę o dominacje, oddechy mieszały się ze sobą. Lekko popchnąłem ją w tył, przez co jej plecy przylgnęły do ściany. W końcu oderwaliśmy się od siebie, łapczywie łapiąc powietrze.
- To nic, że za ścianą toczy się śmiertelna walka z wampirami. Całować możemy się w każdej chwili.
Zaśmiałem się pod nosem, muskając ustami jej policzek.

***
 - Uwaga wszyscy! - krzyknąłem, a całe towarzystwo zamilkło. - Z racji, że uporaliśmy się już z tymi całymi wampirami... Chciałbym wam podziękować za tak wielkie poświęcenie. Zwłaszcza Joshowi, który oddał za nas wszystkich swoje życie. Upamiętnijmy go minutą ciszy, podczas której niech każdy z nas pomodli się za niego i podziękuje za wszystko, co dla nas zrobił.
Oczywiście ja czy Harry nie mogliśmy tego zrobić, jedynie miałem nadzieję, że trafił do lepszego miejsca niż ten przeklęty ludzki świat.
- Poza tym sukces można opić - mruknął Harry wyraźnie znudzony wszystkim, co go otacza.
Zmroziłem go wzrokiem, na co wykręcił oczami. Proszę, trochę powagi, jeden z nas zmarł, a ten chce iść zabalować. Niby nie ma co się użalać, bo czasu nie cofniemy, przywracając Josha do żywych i trzeba iść dalej. Był on co prawda nieco dalszym przyjacielem, ale jednak był.
- Nie pójdziemy na żadną imprezę ani żadnej nie zrobimy, bądź poważny - prychnąłem. - Skupmy się na tym kiedy i jak zorganizujemy nasz powrót.
- Jak najszybciej - skwitował Liam. - Zwlekając dajemy im szansę na lepsze poznanie Londynu. Jeśli nie będą się tam orientować nie tylko w terenie, ale i w ludziach... Punkt dla nas.
- Racja - westchnąłem. - Więc jutro z rana będzie najlepiej wylecieć. A teraz kwestia naszego chwilowego postoju. Gdzie się zatrzymamy, skoro do naszego domu wrócić nie możemy?
- Jakiś tani motel? Ewentualnie zatrzymamy się u Jess'a na te kilka dni.
- U Jess'a? On nas w ogóle pamięta, Zayn? - zaśmiałem się
- Mnie z pewnością - uśmiechnął się leniwie, na co pokręciłem głową ze śmiechem.
- Dobra, to dzwoń do niego, że jutro będzie miał większą grupę gości. Liam, przygotuj proszę samolot. Nie odrzutowiec, nie możemy rzucać się w oczy, nikt nie może wiedzieć, że wróciliśmy, jasne?
- Jasne - przytaknął i odwrócił się, wyciągając z kieszeni telefon.
Sam podszedłem do Nathalie, która opierała się o maskę Dodge'a, rozmawiając z Evelyn. Posłałem brązowookiej znaczące spojrzenie i lekki uśmiech, który prędko pojęła i odeszła. Oparłem się rękami o blachę, pochylając nad brunetką.
- Pokażę ci coś - szepnąłem do jej ucha.
Skinęła głową, splotła nasze palce, pozwalając bym ją prowadził. Wyszedłem z garażu, w którym spędzaliśmy najwięcej czasu. Miejsce, a raczej pomieszczenie, do którego chciałem ją zabrać mieściło się kilka korytarzy dalej. Ja się czasami dziwię, że z taką łatwością przychodzi mi poruszanie się po tym ogromnym budynku. Jest jak labirynt.
W końcu udało nam się dojść do sporej wielkości, brązowych drzwi ze złotymi zdobieniami. Wyglądały jak do sali tronowej w pałacu. Naparłem na klamkę, a drzwi otworzyły się. Wciągnąłem dziewczynę do środka, zamykając za nami drewnianą powłokę. Odwróciłem się do niej, obserwując jak uważnie rozgląda się po sali balowej.
Podłoga była wyłożona beżowymi kafelkami, ściany brązowe z niesamowicie długimi, czerwonymi zasłonami. Można było także dostrzec sporo złotych elementów i zdobień, jak na drzwiach. Sufit znajdujący się dość wysoko zdobił wielki, kryształowy żyrandol. W jednej ze ścian było podwyższone wgłębienie - scena dla kapeli na żywo. Podszedłem do dużego, staromodnego radia, włożyłem do niego kasetę z odpowiednim nagraniem i włączyłem, a z głośników poleciały pierwsze dźwięki jakiejś wolnej piosenki, której tytułu nie znałem. Umiejscowiłem dłonie na jej biodrach, zaś ona splotła swoje na moim karku. Poruszałem nami w rytm melodii, płynnie i powoli.
- Czasami chciałabym żyć normalnie - szepnęła, wtulając policzek w moją klatkę.
- Ja też. To jest chore - westchnąłem. - Może kiedyś uda nam się uciec od tego wszystkiego.
W pewnym momencie brunetka zatrzymała się, uniosła głowę, spojrzała w moje oczy.
- Obiecasz mi coś?
- Wszystko, kochanie - odparłem.
- Że nie pokochasz innej dziewczyny.
Przygryzłem wargę, wpatrując się w jej oczy.
- Nie mogę ci tego obiecać - powiedziałem, a na jej twarzy wymalował się ogromny smutek i zawód. - Nie mogę, bo w przyszłości będzie jeszcze jedna dziewczyna, która będzie do ciebie mówić mamo - uśmiechnąłem się delikatnie, zakładając pasmo włosów za jej ucho, po czym bez wahania przylgnąłem do jej ust. - Obiecuję - wyszeptałem w jej wargi.
___________________________________________________
 No nareszcie, koniec z Maxem!
Trochę się działo w tym rozdziale, walka, śmierć, a na końcu tak słodko hah.
No okay, dziękuję za 6 komentarzy, ktoś tu jeszcze jest yay ^^
23 rozdział powinien pojawić się w ciągu 15 dni, ale to wiecie.
To tyle, kocham was! <3
W. xo

6 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział, ale czemu tak długo musimy czekać ???

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG dobra czas na kolejny rozdział ale dopiero za 14 dni odliczamy :-) :-) :-) :-) :-) :-P ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow.
    Louis i jego słodka przemowa! To nic, że była wielka wojna. Najpierw ta kwestia! No więc uważam, że oni powinni być razem. Znaczy są, ale wiesz, ślub itp. Nie musi być kościelny (chociaż wiele osób o nim marzy, w tym ja, on jest po prostu genialny!), ale cywilny też może być. Jeśli tylko uporają się z tym całym gównem to czemu nie? Tylko znajdź Harry'emu jakąś dziewczynę, żeby nie był sam. A jeśli ma to sorki, ale ostatnio wszystko mi się miesza. :/
    No, w każdym razie dalej.
    Bitwa. Szczerze mówiąc to się pogubiłam. Kto kogo zabijał, kim jest ten, który przyszpilił Louis'a i w ogóle. W pewnym momencie straciłam wątek i puff - znajdują się w tajemniczym pomieszczeniu z łazienką. W sumie to dobrze, bo dzięki temu oszczędziłaś mi krwawych walk. Ble.
    No nic. Czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam, karmeeleq.:3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny !!! Czekamy na kolejny.

    Ola xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg, płacze, to było piękne ❤
    Przepraszam ze mnie nie było, mam sporo do nadrobienia, hah
    Juz prawie zapomniałam jak świetnie piszesz, aw. Serio, może napiszesz kiedyś jakąś książkę? Bedzid bestseller jak nic :D

    OdpowiedzUsuń