niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 21.


*Perspektywa Louisa*
Otworzyłem białą kopertę, wyciągając z niej duży plik banknotów. Zabrałem się od razu za liczenie. Zgadza się Pieniądze to najważniejsza rzecz na tym zakichanym świecie. Masz kasę - masz szacunek, dogodne życie, bezpieczeństwo. Jeśli jednak jej nie masz... Jest źle, bez nich nie ma życia. Tak właśnie ludzie niszczą siebie nawzajem, a mi się wydaje, że za niedługo rasa ludzka wyginie przez różnorakie wojny i chęć władzy.
Nie przejmując się dalej losem ludzkości, ponownie zapakowałem pieniądze, zamknąłem je w sejfie. Banki nie zyskały mego zaufania, wolę prostsze wyjście - gotówkę.
Podszedłem do przeszklonej ściany pokoju, wlepiając wzrok w tutejszy krajobraz. Miasto było znane, ale z pewnością nie luksusowe, zważając na stare kamienice, usadzone bardzo blisko siebie, wąskie ulice. Będąc szczerym nie wiem dlaczego wybrałem akurat to. Zapewne dlatego, że mam tutaj w miarę dobre kontakty, na przykład z Jamesem - mechanikiem, od którego kupiliśmy samochody.
- Nad czym myślisz? - Spokojny, melodyjny głos brunetki rozbrzmiał w pokoju.
Gdy była zaraz obok mnie, przyciągnąłem ją do swojego torsu, splatając nasze palce.
- Nad teraźniejszością. - Odparłem zgodnie z prawdą.
- I jaka według ciebie jest?
- Trudna, czasami nie do zniesienia, niezrozumiała, nieobliczalna, zaskakująca, krzyżująca plany. - Począłem wymieniać, a dziewczyna uniosła głowę, patrząc w moje oczy. 
- Co stałoby się, gdybyśmy się nie spotkali?
Ona zawsze zadaje mnóstwo pytań, na które czasami nie znam odpowiedzi lub muszę się nad nią zastanowić.
- Byłoby gorzej niż źle, możliwe jest, że ty byłabyś już dawno martwa. - Uśmiechnąłem się smutno, gdy jej ciałem wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz.
Wiedziałem, iż w moich ramionach, przy mnie czuła się bezpiecznie. Tylko ja w tej chwili mogłem zapewnić jej właśnie ochronę. Staram się jak tylko mogę, by nic jej się nie stało. Wiem, że jest tą z którą chcę dzielić życie. Pragnę się nią opiekować, widzieć jej szczęście, uśmiech. Chciałbym nawet kiedyś zobaczyć nasze dzieci biegające za piłką w ogrodzie. Chciałbym z nią założyć normalną rodzinę. Ale nie mogę, Najwyższy nie zezwala na takie związki. Cudem jest i tak, że jeszcze mi jej nie odebrał.
- Czego on ode mnie chce? Przecież mam zablokowane te całe moce.
- Nie przejmuj się, kochanie. Pozbędziemy się tego śmiecia w najbliższym czasie i już nie stanie nam na drodze - uśmiechnąłem się wręcz szatańsko sam do siebie, widząc oczami wyobraźni umierającego George'a.
Poza tym coś czuję, że to ten dzień. Dzisiaj nasz wampirek będzie miał skręcony kark. 
W pewnym momencie do moich uszu doszło pukanie, a drzwi otworzyły się, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Odwróciłem się, patrząc na całkiem poważną minę Stylesa.
- Co jest, Harry?
- Masz rację, to dzisiaj - odpowiedział, a bezczelny uśmiech rozciągnął powoli jego blade usta.
- Skąd to wiesz? - dopytałem, unosząc jedną brew ku górze. - Czyżby przeczucie? - zaśmiałem się.
- Cóż, jeśli przeczuciem nazywasz kilkudniowe obserwacje, to tak - wzruszył ramionami obojętnie, lecz z jego twarzy nie znikał ten szelmowski uśmiech.
- No dobra, Nathalie... Trzeba będzie cię ukryć gdzieś i z kimś - mruknąłem, patrząc w jej zmartwione, zielone tęczówki. - Spokojnie, kochanie. Pozbędziemy się go wreszcie, ty będziesz znacznie bezpieczniejsza, a my będziemy mieć wreszcie spokój.
Dziewczyna kiwnęła głową potwierdzająco, wtulając się w moją klatkę.
- Harry, przyszykuj proszę odpowiednią broń.
- Tak jest, Boo - zaśmiał się i wyszedł, zostawiając nas samych.
Przewróciłem mimowolnie oczami na przezwisko, którym Styles mnie czasami nęka.
- Zostaniesz w piwnicy z... Harrym - westchnąłem.
Nie chciałem dłużej czekać, zwłaszcza że nie mamy pojęcia kiedy tak na prawdę się tutaj pojawią. Zabrałem Nath do schludnego, sterylnego pomieszczenia, które aż ciężko było nazwać piwnicą. Poprosiłem - a raczej zaszantażowałem - Harry'ego, by z nią został, a ten jęcząc jak jakiś osioł powlókł się na dół po schodach. Wiem, że chciałby skręcić kark Jayowi, ale przykro mi - nie ma szans. Powinien pędzić jak na skrzydłach pilnować swojej siostry, a nie jeszcze zrzędzić, że nie chce.
 Wsadziłem za pasek dwie bronie, w rękawie schowałem sztylet. Całkiem dobrze uzbrojony wszedłem do garażu, gdzie znalazłem wszystkich, prócz Stylesa, jego siostry, Ev i Josha, którzy tak jakby patrolowali teren. Oparłem się o maskę Skyline'a, należącego do Harry'ego, schowałem dłonie w kieszeniach, przypatrując się grupie przyjaciół. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc ich zaciętą konwersację na temat jakiegoś wyścigu czy samochodu. W pewnym momencie ktoś zawołał moje imię, był to Alex. Odwróciwszy głowę w jego stronę, zauważyłem że trzyma w ręce butelkę piwa. Kiwnąłem głowa potwierdzając nieme pytanie i wystawiłem ręce. Zręcznie chwyciłem w jedną dłoń butelkę, gdy rzucił ją w moją stronę, po czym bez zastanowienia otworzyłem ją kluczami od samochodu. Po kilku łykach ponownie zwróciłem swój wzrok w stronę już milczącego towarzystwa, które wpatrywało się we mnie.
- Jakieś plany? - zapytał Malik.
W odpowiedzi pokręciłem głową przecząco, śmiejąc się. Plany? 
- Niby jakie? I tak nie mamy pojęcia kiedy, gdzie dokładnie zaatakuje. Może to być w nocy, za kilka godzin, a nawet za minutę. Jedyne co możemy zrobić to przygotować się na ten atak - skwitowałem, a ciche westchnięcie wydostało się z jego ust. - Mam więc nadzieję, iż każdy z was ma przy sobie jakąkolwiek broń.
Jak na zawołanie wszyscy wyciągnęli to, co mieli. Przyznam, że cieszy mnie ich zaangażowanie. To czyni nas również jedną z najlepszych ekip w UK. Jesteśmy zgrani, zgodni, ufający sobie nawzajem, a przede wszystkim - lojalni.
Wnet drzwi huknęły, przez nie weszła lekko zirytowana brunetka, a zaraz za nią kędzierzawy. Kłócili się o coś, lecz nie przysłuchiwałem się.
- Co jest? - Kiwnąłem głową w jej stronę.
- Ugh, to jest, że nie mam zamiaru siedzieć w piwnicy jak nie wiadomo kto!
- I ja mam przez to cierpieć - prychnął pod nosem Styles.
- Nie rozumiesz czy nie chcesz zrozumieć, że chcę cię chronić?
- Rozumiem i to doceniam, ale to już jest przesada, Tomlinson. Mam nogi, ręce i potrafię się bronić.
Jeśli mam być szczery, to zdziwił mnie jej nagły przypływ odwagi oraz pewności siebie. Byłem pewien, że nie wyjdzie stamtąd, póki jej na to nie pozwolę, a tym czasem ona chce się bronić, zamiast ukrywać. Ta dziewczyna z każdym dniem imponuje mi coraz bardziej.
- Dobrze, będziesz tu z nami, kiedy przyjdą. Pasuje? - zapytałem, patrząc na nią beznamiętnym wzrokiem.
- Bardziej niż tamta opcja - mruknęła, przewracając oczami.
 Zgarnęła ze stołu otwartą butelkę piwa, która należała najprawdopodobniej do Perrie i upiła kilka łyków, po czym odłożyła ją na miejsce. Usiadła na masce Imprezy, lekko pochylając się do przodu. 
- Nie będziemy się z nimi cackać, załatwimy to wreszcie porządnie - odezwał się Harry, pocierając kciukiem swoją dolną wargę.
- Zgadza się.
- To już nie jest zabawa, mam dość tych szczyli - dodał Bruce.
- A kto nie ma? - Wciął się również Liam.
- Ludzie, w międzyczasie możemy zacząć planować nasz powrót do Anglii - zaproponował Malik. - Lepiej teraz zacząć, niż później, nie?
No, ma racje wilk. Leniwie odepchnąłem się od maski Nissana, skierowałem w stronę stołu i oparłem o niego.
- Jeszcze tu stoisz Adam? Mapa.
Czarnowłosy opuścił bez jęczenia garaż, by po chwili wrócić ze sporym kawałkiem papieru i rozłożyć go na blacie.
- To nasz dom. - Wskazałem palcem na czarny punkt. - My wiemy, że kilka gangów zebrało się wokół nas i stolicy państwa. - Zrobiłem kółko wokół miasta, w którym mieszkaliśmy przedtem. - Więc? Jakie macie pomysły?
- Zaatakować centralnie w środek, by ich stamtąd wymieść?
- Chcesz się pakować do centrum wojny, gdzie mogą cię rozstrzelać, Bruce? - uniosłem jedną brew, patrząc na niego wręcz z kpiną, na co jedynie uniósł ręce w geście poddańczym.
- Trzeba by zająć się dyskretnie jednymi do końca, a potem iść do następnych?
- Rozwiń myśl, Chris - poprosiłem.
- Chodzi mi o to, że moglibyśmy zaatakować dyskretnie jeden gang, tak by inni się o tym nie dowiedzieli, a potem zejąć się kolejnymi.
- To nie przejdzie, za dużo ich tam. - Alex pokręcił głową przecząco.
- Racja, nie ma szans byśmy to zrobili niezauważalnie - przytaknąłem. - Nie możemy wywołać wielkiej wojny ani wygonić ich niepostrzeżenie.
- Może by tak zawrzeć z nimi fałszywy układ? - zaproponowała milcząca dotąd Nath.
Zmarszczyłem brwi w skonsternowaniu, spoglądając na nią.
- Co masz na myśli? - odezwał się Liam z podobnym wyrazem twarzy do mojego.
- Nie wiem. Możecie z ich szefami założyć się na przykład o teren, samochody czy coś równie cennego - wzruszyła ramionami.
To jest to. Ale czy przywódcy tych dziecinnych, ulicznych gangów będą chcieli współpracować? W dodatku na moich zasadach, w mojej grze, gdzie zawsze wygrywam ja?
Oby byli na tyle naiwni.
- To nie jest głupi pomysł...
Rychło kilka sekund po moich słowach czerwona lampka na ścianie zapaliła się.
Przyszli.
A moim zadaniem jest ich zabić i ochronić Nathalie.
__________________________________________
Hey, hey, hello!
Yes, I'm back! Radujmy się! ;3
No to ten... Rozdział trochę nudny, ale przysięgam, że w nasępnym będzie się działo ^.^
Poza tym myślałam nad zawieszeniem Hell, ale jednak poprawiając kilka rozdziałów, których nie wrzuciłam myślałam sobie; to głupi pomysł. Będzie co będzie, nie ma takiej potrzeby.
Robimy tak;
5 komentarzy = następny rozdział
Nie chcę was szantażować, ale rozumiecie mnie, ostatnio statystyka spadła i trochę mi się smutno zrobiło ;( 
Do następnego, kochani.
W. xo

6 komentarzy:

  1. Jednak nie zawieszasz bloga? Uff! :D
    Nie wiem, co mam napisać. Niby nic się nie dzieje, ale jest wprowadzenie do następnego rozdziału. Wielkiej wojny, której nie mogę się doczekać. W sensie ona pewnie nie jest wielka, ale mimo wszystko będzie walka! I to jaka. :3
    Z niecierpliwością czekam na to starcie.
    Nie przejmuj się statystyką. Dużo osób jest na wakacjach i zapewne nie ma dostępu do internetu. :3
    Okej, ja zmykam.
    Miłego dnia! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że jednak nie zawieszasz, bo się przestraszyłam!
    Rozdział jak zwykle świetny!

    OdpowiedzUsuń
  3. OMFG!!!
    W takim momencie ???!!! Really???
    Juz nie mogę się doczekać next'a
    Claudia xxx.

    OdpowiedzUsuń
  4. W takim momęcie przerwać?


    Ja chce next

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na kolejny !!! Dobrze, że nie zawieszasz bloga, bo
    bym chyba zawału dostała.

    Ola xoxo

    OdpowiedzUsuń

  6. Wymuszacz!
    No jak ty tak możesz kitty!?
    Wg nie jest nudny. *,*
    Jest z Louisa. A ja go takiego kocham. *,*
    Kochającego ale takiego władczego ❤❤❤
    Cóż jeszcze Oh tak Nath do walki! Jupi walcz kobieto walcz o swoje ^^
    Czekam jak zawsze na kolejny!
    I cieszę się że przemówiłam Ci do rozsądku i nie zawieszasz bloga.. Okropnie bym cierpiała gdyby się tak stało.. ;-;
    Kocham cię kitty ;*
    Buziaki ;*
    Addie

    OdpowiedzUsuń