sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 23.

*Perspektywa Nathalie*
 Załadowałam colta, wsadziłam go za pasek czarnych rurek, poprawiłam fryzurę i wyszłam z łazienki. 
- No to wracamy - westchnął Louis. - Nie byliśmy tu zbyt długo. 
- Ja tam chcę wracać do rodzinnej Anglii.
- Ja też kochanie.
Szatyn odwrócił się od okna w moją stronę, chwycił za dłoń i złożył krótki pocałunek na jej wierzchu.
***
Po męczących godzinach lotu z innymi (głośnymi) pasażerami siedzącymi za nami znaleźliśmy się na lotnisku w deszczowej Anglii. Podczas gdy Louis pakował ostatnie walizki do bagażnika, ja zaciągałam się świeżym powietrzem, którego w samolocie wiele nie było.
Wsiadłam na tylne siedzenia srebrnego vana, a zaraz obok mnie usadowił się mój narzeczony zamykając z trzaskiem drzwi.
- Kierowca to Eliot, nasz nowy znajomy z ekipy Jacka.
Skinęłam głową na znak, że rozumiem.
- Tak w ogóle to wyprodukowali już jakieś nowe najszybsze auto świata? - zapytał Harry. - Bo wiecie ostatnio nie jestem na bieżąco z motoryzacyjnymi nowostkami.
- Cóż, Veyron nadal najszybszy na drogach. Ale co z tymi, których światu nie pokazują? Z jakimś hiper napędem rakietowym czy cholera wie co - zaśmiał się Alex.
- No pewnie masz rację.
- Cholera, prawie 1000KM, czerwona karoseria bez skazy, niskie zawieszenie... marzenie - westchnął Zayn.
- Pieprzenie! Wiadomo, że mój Charger jest najlepszy - prychnął Tomlinson.
- No tak, zapomniałem, że masz słabość do rupieci - zachichotał Malik z rozbawionym spojrzeniem, na co szatyn zgromił go wzrokiem.
- Ah tak? Więc po wszystkim zobaczymy kto wygra wyścig. Ty i twój wóz czy ja i mój rupieć - warknął, a Zayn momentalnie zbladł przybierając poważny wyraz twarzy. - Dokładnie, jazda o samochody - dodał po chwili ze zwycięskim uśmiechem na ustach.
Brązowooki jęknął zrezygnowany mrucząc pod nosem "już po mnie", tym samym wywołując u mnie cichy chichot. Cała droga w sumie minęła nam przyjemnie na luźnej rozmowie.
- Jesteśmy - poinformował nas Eliot parkując samochód.
Wysiedliśmy z niego i skierowaliśmy do drzwi dość obskurnego budynku. Choć na zewnątrz nie był w najlepszym stanie, w środku prezentował się znacznie lepiej.
- Poczekajcie tu - Louis uniósł dłoń w geście prośby, a raczej rozkazu, po czym zniknął gdzieś za rogiem.
W międzyczasie rozglądnęłam się po holu; ściany były bordowe, zaś podłoga z ciemnego drewna. Większość mebli i rzeczy tutaj była utrzymana w tych kolorach. Nie czekaliśmy długo, a Thunder wrócił, jednakże nie sam - obok niego szedł czarnoskóry, krótko ostrzyżony chłopak... a raczej mężczyzna, gdyż nie wyglądał specjalnie na nasz wiek. Miał na twarzy lekki zarost, a w uszach srebrne kolczyki. Chyba przywykłam do takich ludzi, lecz nie rozumiem po co oszpecać swoje ciało mnóstwem tatuaży, jak Harry czy Zayn, którzy mają ich chyba najwięcej. 
- Pamiętacie Jess'a, nie?
Wszyscy kiwnęli głowami na powitanie, jedynie ja stałam jak kołek.
- To jest Nathalie, moja narzeczona.
Uśmiechnęłam się lekko co niemal od razu odwzajemnił.
- No, nie spodziewałem się po tobie narzeczonej, Tommo.
Szatyn zaśmiał się cicho na te słowa.
- Przechodząc do rzeczy... Mógłbyś nas przenocować kilka dni? Wiesz o co chodzi.
- Wiesz, aktualnie kilka dni to za dużo. Mam innych gości jeśli rozumiesz. Ale coś dla was znajdę.
- Dzięki wielkie, stary. Ratujesz nas.
Jess poprowadził nas do pokoi, których nie była masa, więc zajęłam jeden z Perrie i Evelyn. Usiadłam na jednym z trzech łóżek wpatrując się w swoje paznokcie.
Wyciągnęłam pistolet zza paska spodni i odłożyłam go na szafkę nocną stojącą tuż obok łóżka.
- No dobra, skoro jesteśmy same i jest okazja... pora na szczere wyznania i babską rozmowę - odezwała się Pezz.
Obie dziewczyny niemal od razu wskoczyły na moje łóżko patrząc na mnie wyczekująco.
Podsunęłam się plecami pod chłodną ścianę, do której całkowicie przyległam i zastanawiałam się co mogę im powiedzieć.
- Jak wam się układa, jak cię traktuje... - Perrie poczęła wymieniać.
- Tak. W końcu musimy to wiedzieć, skoro jesteśmy rodziną - przerwała jej Ev.
- Dobrze nam się układa, kocham go. Jednak kiedy się zdenerwuje jest dość... nieobliczalny. Ale często nadopiekuńczy i uroczy. 
- No więc teraz o tobie. Jak się czujesz?
- Cieszysz się, że masz Harry'ego?
Czy to jest wywiad? Bo jakoś niespecjalnie mam ochotę by trafił na pierwsze strony gazet.
- Przyznam że to wszystko nadal jest mi tak jakby obce. Nie umiem całkiem przywyknąć do tego życia i czasami brakuje mi starego. Owszem, cieszę się, że mam jeszcze z kimś więzy krwi.
Odetchnęłam głęboko czekając aż coś powiedzą.
- To nie jest łatwe, przecież nie dawno jeszcze byłaś zwykłą dziewczyną, której problemami było wybranie sukienki na imprezę... - zaczęła Edwards.
- A teraz twoje prawdziwe problemy to ucieczka przed policją - dokończyła za nią Evelyn.
- Okej, my idziemy pogadać z Posey. Idziesz z nami?
- Nie, idźcie same - posłałam im lekki uśmiech kiwając głową.
Pożegnawszy się one wyszły z pokoju, a ja opadłam na poduszki. Przetarłam twarz chłodnymi dłońmi i patrzyłam pp prostu w biały sufit, zastanawiając się nad sensem mojej egzystencji.
Właśnie... jaki jest jej sens?
Według mnie każdy człowiek ma swoje przeznaczenie, naszkicowane życie, a on sam oraz inni je barwią na jasne lub ciemne kolory. Życie człowieka jest jak obraz, na początku kontury, na końcu pełne, barwne dzieło.
Jestem ciekawa jak wyglądałby obraz mojego życia. Byłby ciemny czy wielokolorowy?
 Ciekawi mnie również przyszłość; jak będzie wyglądać moje życie do śmierci? Czy za kilkanaście lat Louis Tomlinson nadal będzie przy mym boku? Czy nie opuszczę tej specyficznej rodziny? Czy w ogóle przeżyję do tego czasu?
Mam nadzieję że tak. Przecież on nie pozwoliłby mi umrzeć. Lecz co jeśli on odejdzie? Z pewnością nie potrafiłabym sobie poradzić, normalnie funkcjonować. Nawet gdyby Harry i reszta była przy mnie. Nie sądziłam że kiedykolwiek zawładnie mną uczucie tak silne, bym mogła oddać za drugą osobę własne życie, gdyż zawsze wręcz panicznie bałam się śmierci. Jednak powierzyłam pieczę nad moim sercem temu jednemu chłopakowi o niebieskich tęczówkach, nie mając pojęcia w co się wkopuję. W końcu Louis nie jest na prawdę człowiekiem o czym często zapominam. Liczy się tylko on, jego zachowanie wobec mnie i charakter. Doceniam to, że dla mnie stara się zmienić, choć wiem, iż nie jest to łatwe. Mi ciężko jest zmienić pesymistyczne nastawienie na optymistyczne. Powinnam dziękować, że sama nie umieram w męczarniach, a tym czasem chciałabym właśnie oddać życie tylko po to, by moja rodzina wciąż żyła. Tak bardzo chciałam zobaczyć jak Kathrin odbiera dyplom ukończenia studiów, przedstawia mi swojego chłopaka, prosi bym pomogła jej wybrać sukienkę na studniówkę... Nic z tych rzeczy nigdy nie będzie miało miejsca, bo dopuściłam, by ona umarła. Za każdym razem, gdy obwiniałam się za śmierć kogokolwiek od razu było mi to wybijane z głowy przez moich bliskich. Aczkolwiek nadal sądzę, że to jest po części moja wina.
Chociaż jak widać, tak musiało być. Mój los jest zapisany, a mimo to nie znam go. Nie mam pojęcia jak wszystko się potoczy. Jednak jestem pewna, że będą miały miejsce wzloty jak i upadki. Lecz z bliskimi mi osobami damy radę to znieść. Muszę być silna, nie mam zamiaru odbierać sobie życia jak zdesperowana nastolatka, u której hormony zbyt szaleją; muszę myśleć racjonalnie. Nie dać się omotać, zwłaszcza teraz, kiedy mamy stoczyć walkę.
- Nathalie?
Poderwałam się z miejsca, prostując do pozycji siedzącej, a wzrok wbiłam w drzwi. Moje ciało spięło się, a dłoń odruchowo wędrowała do broni na szafce. Jednakże nie miałam czego się obawiać, gdyż był to Harry.
- Słucham.
Brunet, wzdychając kilkoma krokami przemierzył odległość między łóżkiem a drzwiami i usiadł na krawędzi materaca, kładąc dłoń na moim kolanie.
- Jak się czujesz? Wszystko w porządku?
- Jasne. Dlaczego miałoby być inaczej? - zapytałam.
- Nie wiem, to wszystko musi być dla ciebie przytłaczające.
Czy wszyscy dzisiaj mają ochotę na ckliwe rozmowy?
- Bo jest, ale radzę sobie.
Zielonooki posłał mi niewielki uśmiech.
- Jeśli chciałabyś porozmawiać, wiesz gdzie mnie szukać.
Skinęłam głową w odpowiedzi. Gdy miał już wstawać, chwyciłam jego pokaźnej wielkości dłoń, a głowa chłopaka momentalnie odwróciła się w moją stronę.
- Zostaniesz? - wymamrotałam.
Harry rozsiadł się wygodnie obok mnie, obejmując ramieniem, zaś ja wtuliłam się w jego klatkę. Na prawdę dobrze mieć takiego brata. W jego objęciach czuję się tak samo bezpieczna jak w ramionach Lou.
- Jak to wszystko będzie wyglądać?
- Szczerze mówiąc to nie wiem. Prawdopodobnie zdobędziemy informacje na temat ich pobytu w jakimś miejscu, zjawimy się tam i zawrzemy jak to powiedziałaś fałszywy układ. Ale o co dokładnie ci chodziło? Masz coś konkretnego na myśli?
- W sumie to nie. Coś w rodzaju nieczystego zakładu, w którym tak czy inaczej wy wygracie. 
- Rozumiem. Może zróbmy to, co umiemy najlepiej - uśmiechnął się chytrze patrząc mi z góry w oczy.
- Co masz na myśli?
- To są nasze ulice, nasze miasto, znamy je jak własną kieszeń - odparł.
- Wyścig?
- Oczywiście.
_________________________________________
Rozdział niesprawdzony, od razu mówię.
No a poza tym przepraszam. Zaniedbałam was, rozdział miał się pojawić 15 dni po poprzednim, a tymczasem to już mamy kolejny miesiąc. Tak więc wybaczcie mi, ale zaczęła się szkoła, dla mnie to nowość (jestem w 1 gimnazjum i sami rozumiecie).
No więc jeszcze raz przepraszam. No i statystyki znacznie spadły, pod ostatnim rozdziałem były tylko 4 komentarze ;-; smutno mi, że mnie opuszczacie.
A co do fanfiction, to na prawdę zastanawiam się nad zawieszeniem.
Pisanie rozdziałów już nie sprawia mi takiej radości jak przedtem. Wiecie, wcześniej siadałam przed klawiaturę z ekscytacją, a teraz robię to można powiedzieć że z obowiązku. Nie chcę pisać, bo muszę tylko bo chcę.
Ale decyzji jeszcze nie podjęłam. Mam napisane kilka rozdziałów w przód, także prześpię się jeszcze kilka dni z tą decyzją. No dobra miśki, to tyle ode mnie. Kolejny postaram się wrzucić za 15 dni.
Na razie :*
W.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz